poniedziałek, 30 maja 2011

kolo gospodyn wiejskich

Ja juz nie wiem, co jest grane?! Te moje dwie malpy chyba mi wyrosna na jakies bulimiczki lub zapalczywe czlonkinie kola gospodyn wiejskich. Juz drugi trymest a ja takie hafty odwalam, ze we wszystkich Cepeliach swiata nie uraczysz takiej sztuki.
Co i raz odrzucam produkty wywolujace wymioty i niewiele mi juz tego zostalo. Nie bardzo mam jak uraczyc dziewczyny pelnowartosciowa dieta skoro polowa piramidy zywnosciowej jest nie dla mnie. Juz myslalam, ze sie uspokoilo to cale towarzystwo, ale po zeszlo-poniedzialkowej biopsji wszystko wrocilo w pelnym rozkwicie :(.... NO LITOSCI! Mam nadzieje, ze do slubu sie to jakos unormuje, bo suknie mam w pieknym jednoliym kolorze kosci sloniowej i chcialabym zeby tak zostalo. Nie potrzebne mi sa zadne ludowe akcenty... Grrr...

A skoro juz w temacie spotkan z Neptunem jestem to musze stwierdzic, ze uwielbiam facetow pijacych za zdrowie swoich corek. Ja jestem 3 corka, co nie bardzo ucieszylo mojego ojca i postanowil sie wyekspediowac w ramiona jakiejs prukwy na dobre kilkanascie lat. W zwiazku z tym zawsze czulam sie gorsza i niedowartosciowana, bo brak mi bylo dzwonka miedzy nogami i tak oto nic mnie bardziej nie uszczesliwilo jak moj prawie-malz pijacy na umor za zdrowie lasek i z radochy, ze obie to dziewczyny.
Tak naprawde wszystko mu bylo jedno czy to beda XX czy XY, ale chcialy aby oba wklady mialy ta sama plec... stad tez jego piatkowe szalenstwo alkoholowe. Wybral sie w weekend na mini-kawalerski ze swoimi przyjaciolmi i wtedy tez po raz pierwszy poinformowal ich o tym, ze nam rosna 2 alieny plci zenskiej. Zmasakrowal sie okrutnie, a generalnie jest niepijacy... Dla mnie piatkowa noc byla mocno nieprzespana, bo co i raz odbieralam telefony od malza, ktory krzyczal mi w sluchawke, jak to mnie kocha i jak sie cieszy z ksiezniczek. W tym wszystkim wtorowali mu znajomi... Masakra... chyba sie bedzie przez tydzien kurowal...
W niedziele nawet oswiadczyl mi, ze chyba ma syndrom Covada... calkiem go juz powalilo.


czwartek, 26 maja 2011

dzien matki


O MATKO!!!

po 3 dniach stanu zawalowego, zestarzeniu sie w oka mgnieniu o dobre 15 lat, zupelnej insomni i wszelkich mozliwych formach stresu dostalismy najpiekniejszy prezent na Dzien Matki :)

Wyniki z laboratorium przyszly dzien wczesniej wiec od razu zadzwonili do nas z gabinetu.

Oba dzieciaki sa ZDROWE!!!!

Wyniki naszych wstepnych badan maja dokladnosc 99% i jest tylko 1%, ze ten szczegolowy moze dac inny rezultat :D

A z dodatkowych niusow.... bedzie w domu duuuuzo warkoczykow, bo oba fetusiki to dziewczyny. Czyli wg. greckiej tradycji bedzie to Antonia i Walentyna (imiona babc) - Toska i Luska, ktora przez swoja przepukline pepkowa stresujaca nas tak okrutnie od 3 dni bedzie przeze mnie zwana Fredzlem lub Flaczkiem. Lobuzica jedna! Po matce tak ma ;P


Coz za piekne wiadomosci! Az tak nie cieszyly mnie wyniki pierwszej bety-HCG, jak te!
JESTEM W NIEBIE!

Dziekuje Wam wszystkim za wsparcie! JESTESCIE BOSKIE/CY!!!!!

Po raz kolejny...taniec szczecia...

wtorek, 24 maja 2011

powoli umierajac

Boze....

nie wiem jaki cudem jestem w stanie to pisac... to chyba moja nowa forma placzu, bo na ten normalny nie mam juz lez...

Ukradziono mi wlasnie oddech, sen i wszelkie odruchy fizjologiczne... tak zostanie az do piatku...

Wczoraj mialam drugie badanie prenatalne, bo to pierwsze z przed tygodnia pozostawialo watpliwosci... i niestety jest 25% szans (nie wiem jak to mozna nazwac szansa! to slowo kojarzy sie z czyms pozytywnym), ze maly blizniak ma aberacje chromosomowa - trisomnia T18 czyli tzw. zespol Edwards'a. Nie jestem w stanie tlumaczyc na czym to polega... nie jest to cos z czym rodzice moga walczyc, no bo jak walczyc ze... KURWA NO! NIE ZGADZAM SIE!

Wczoraj pobrali wycinki lozysk (na wszelki wypadek obydwoch) - dosyc nieprzyjemne badanie (CVS) - i teraz czekamy na wstepne wyniki z laboratorium.

Na WSTEPNE (masakra) czekamy do piatku, a potem kolejne 3 tygodnie...

JA PIERDOLE! Nie mam juz czym plakac...


PS. Jesli teraz jakis pieprzony zdewocialy troll zacznie mi pierdolic, ze to kara boska za in-vitro to przysiegam!- odszukam po adresie IP i wydre serce golymi rekami temu baranowi, bo widocznie NA NIE NIE ZASLUGUJE !

środa, 18 maja 2011

powrot cory marnotrawnej

Po pierwsze bardzo Was wszystkie przepraszam za pakiet dodatkowych zmartwien i dziekuje za maile i smski. Juz sie z wszystkiego tlumacze...

Moja dluga nieobecnosc nie mozna zwalic na jedynie na dwojke alienow, ktora przejela kontrole nad moim organizmem i postanowila sie nieco zabawic moim kosztem.

1. W trakcie Wielkanocy mielismy nieprzyjemny incydent tj. zagrozenie poronienia. Krwotok byl na tyle duzy, a oderwanie sie pecherzy na tyle powazne, ze przykulo mnie to do lozka na bardzo dlugi okres. Dopiero podczas zeszlo-tygodniowego USG wyszlo, ze "stara" krew juz sie calkowicie wchlonela i powoli mozna zaczac mowic o zazegnanym zagrozeniu. Jednak prawie-malzu i tak nie pozwala mi na zadne wyjscia, przemeczanie sie itp. Chalupa juz calkowicie zarosla brudem, a wycieczka do lekarza jest dla mnie MEGA wypadem.

2. Ponadto od czasu, jak zniklam z bloga walcze z okrutnymi nudnosciami - nie to nie jest wersja standardowa. Niestety sa dni, gdy nawet woda okazuje sie produktem ciezkostrawnym. Moj gienek z powodu odwodnienia byl gotowy wpisac mnie do szpitala, ale udalo mi sie wymigac. Teraz powolutku stan mi sie poprawia, choc ZAWSZE 2 dni w tygodniu sa absolutnie kryzysowe - tj. rzygam od samego powietrza. Ponoc tak jest przy ciazy blizniaczej, a do tego pierwszej. Niektore kobiety cierpia na hiper-nudnosci i gienek stwierdzil, ze ja do takiej grupy wlasnie naleze. Cale szczescie polozna polecila mi pigulki z wyciagu z imbiru, ktore troszeczke lagodza objawy. Generalnie powiem Wam, ze masakra jest z tymi wymiotami - od poczatku ciazy schudlam juz 4 kg.

3. Jak juz wiecie za miesiac sie z prawie-malzem hajtamy wiec szalenstwo przygotowan slubnych jest w punkcie kulminacyjnym. Wiekszosc oczywiscie zalatwia malz, ja tylko ruszam palcem i mowie co chce, ale i tak roboty z tym co niemiara.

4. No i nie wspomne nawet o wszystkich badaniach i wizytach u lekarzy. Najpierw stres czy serdka beda bily, potem to cale zagrozenie poronienia, a teraz doszly nam zmartwienia zw. z ew. mutacjami chromosomow. Wczoraj wlasnie bylismy na bardzo dokladnych badaniach. Gienek nr. 2 wymeczyl moj brzuch tak okrutnie (USG trwalo 1h), ze reszte dnia spedzilam przed swiatynia neptuna zwracajac morzu me organy. Sa oczywiscie pozytywy - jedno z alienow (Fetus 2) jest zdrowe tj. bez prawdopodobienstwa zespolu DOWNa czy tez innych anomali genetycznych. Drugie (Fetus 1) niestety jest zbyt malym dupkiem (ich roznica wieku to 3 dni) i nie mozna bylo sprawdzic wszystkich markerow, takze badanie jest do powtorki w poniedzialek. Nie jestem z tego szalenie zadowolona, bo nie dosc, ze zawsze jest niemaly stres to jeszcze to gniecenie brzucha. Gienek 2 byl tak niedelikatny, ze widac bylo na monitorze, jak alieny sie na niego wkurzaly i machalu rekami i nogami... Coz...

JESZCZE RAZ KOCHANE WYBACZCIE!!! Mam nadzieje, ze niejako jestem troszke wytlumaczona. W miare mozliwosci bede sie czesciej wpisywac, a jak juz mina mi nudnosc to bede calkiem na bierzaco. Teraz jednak wybaczcie, musze zakonczyc ten wpis, bo juz przywoluja mnie na modlitwy do Neptuna.

Buziaczki i dziekuje za troske!


Na koniec, sie troche pochwale zdjeciami z wczorajszego USG :)