wtorek, 21 grudnia 2010

bilans na plus

Poranna wycieczka do super marketu nie wydaje sie byc najlepszym pomyslem, jednak ja skuszona brakiem kolejek musialam poddac ta teze probie. Potwierdzam, jest to glupie! Nigdy nie przepuszczala, ze rano w sklepie jest tyle nerwowo-otwartych babc, ktore musza sobie podniesc adrenaline, co by pozniej sie lepiej czuc. Podczas godzinnych zakupow zdazylam sie "zderzyc" z 4 takimi babami. O co chodzi tym kobitom?! Ze wozek mam lepszy, ze numerek w kolejce wczesniejszy, a dlaczego biore te pomarancze skoro tamte sa tansze... dajciez spokoj!

Ide sie zrelaksowac gotujac.
Gwiazdke spedzam w Grecji, ale nie omieszkam przygotowac czegos z nutka polskosci. Bedzie:
- tort czekoladowy (ten z urodzin prawiemalza)
- pierogi z grzybami i pieczone z miesem
- grzybki w ciescie
- carpaccio z lososia
- rogaliki drozdzowe z czekolada oraz jablkami i cynamonem
- prawdziwy polski chlebus na zakwasie

To wszystko sa zyczenia mojego prawiemalza, ktory choc zadowolony kuchnia mamusi nie przezyje bez moich polskich przysmakow :)

Co do samopoczucia: spoko. Nadal stres, bo po raz pierwszy zaczelam watpic czy wogole sie uda, ale ogolnie jest ok. Bole tez przeszly, a rozmowa z kuzynka prawiemalza tylko wyszla mi na dobre :D

Bilans na plus.

niedziela, 19 grudnia 2010

biale klamstwa

Nerwy mi przeszly choc bol jajnikow jeszcze nie. Narazie odpoczywam psychicznie. Pewnie kolejny dol zlapie mnie w ponedzialek, kiedy to wlasnie mialo sie odbyc to cale IVF...

Poki co jestem po rozmowie z kuzynka prawie malza, ktora jest lekarzem, a przy okazji moja prywatna spowiedniczka. W sumie wszystko gra, ale jakos mi dziwnie bylo slyszec, jak bardzo lubila poprzednia dziewczyne prawiemalza, jakim byla aniolem i jak bardzo jego-ex przezyla rozstanie (jak doszlo do rozmow w tym temacie- to dluga historia i dlaczego mnie ten temat dotyczy to kolejna)...teraz mam "kaca" i nie wiem jak sie do tego wszystkiego odniesc... Czuje sie nieco nie na miejscu... i wydaje mi sie, ze pewne rzeczy powinny zostac przemilczane.

Pozytywem tego weekendu jest to, ze udalo mi sie kupic bilety na lot do Polski i choc bardzo nie lubie rozstan z prawiemalzem to bardzo sie ciesze, ze spotkami sie z rodzinka. Zwlaszcza, ze przez IVF ten temat zostal odsuniety na bok i nie bylo wiadomo, kiedy ich znowu zobacze. Teraz czekam na 27/12 :) i co 5 sekund pytam prawiemalza czy jest ze mna szczesliwy itp. itd... Zaczal sie juz tym martwic.

PS. Czy uwazacie, ze to jest dobre, ze ktos z rodziny bratniej duszy wie wszystko o waszym zwiazku i waszej sytuacji rodzinnej nawet jesli oba tematy sa/byly CHOLERNIE skomplikowane?

piątek, 17 grudnia 2010

szewska litania

Moglabym zamiescic tu 3 stronicowa szewska litanie, ale ze wzgledu na wrazliwosc ew. czytajacych ogranicze sie tylko do:

KURWA! CZY JA ZAWSZE MUSZE BYC TAKA CHOLERNIE POPIEPRZONA!

IVF zostalo odwolane. Dlaczego? Coz...zdazylismy juz 3 krotnie zwiekszyc dawke Puregonu. Od dwoch tygodni laduje w siebie hektolitry hormonow, a moj poziom E2 wynosi ok. 800 (powinno byc ponad 2000). Jajeczka prawie nic a nic nie rosna - jest ich sporo, ale wciaz za male. Moglibysmy kontynuowac hodowle, ale skonczylibycmy z ok. 3 i to w dodatku zlej jakosci (im dluzej rosna tym sa gorsze) wiec zaciazenie nawet z IVF byloby jak wygrana w totka. Gienek mowi, ze nie ma to sensu, ze stworzy to tylko wydatek i obciazenie psychiczne, a rezultatu nie przyniesie.
Takze od dzis przestaje brac jakiekolwiek dopalacze hormonalne, czekam na @, robie kolejne badania (FSH, AMH i E2), daje sobie miesiac odpoczynku i znowu zaczynam wszystko od poczatku. Tym razem gienek zastosuje krotki protokol, bo ewidentnie dotychczasowy nie dzialal. To oznacza, ze na IVF poczekamy do marca. Nie bedziemy miec prezenty noworocznego, ani urodzinowego...to co mamy to jedna wielka DUUUUPA i rozgoryczenie!

Cala klinika sie bardzo przejela (wszystkie pielegnieraki przybiegly mnie pocieszac..choc nie plakalam). Siostra gienka, ktora jest od konsultacji biurokratyczno-psychoterapeutycznej miala wrecz lzy w oczach. Gienek nie mogl wrecz uwierzyc, ze w tak mlodym wieku jestem tak pokrecona, ale powiedzial, ze teraz juz wie, z ktorej strony podejsc. Generalnie mam sie nie poddawac itp. itd.

Ja poki co nie placze - chyba jestem zbyt zla. Po USG poszlam na terapie zakupowa i choc kiepsko u mnie z kasa to skonczylam z butami, szalikiem dla prawiemalza, spodniami dresowymi i sweterkiem...

Co gorsza te kilkanascie malych jajeczek skutecznie rozciaga moje jajniki i dzis umieram z bolu (lewy leniuch daje o sobie znac)... Jest mi zle!

:(

czwartek, 16 grudnia 2010

David Copperfield is back

Zdaje sie, ze moje jajniki bawia sie ze mna w Copperfielda. Po wczorajszym zastrzyku Puregonu (tym razem porcja 250 jednostek) wszelkie objawy i nieprzyjemnosci zniknely. Nic mnie nie boli, brzucho sie jakby wsysl, nie biegam do kibelka co piec sekund. Przyznam szczerze, ze chyba wolalam jak jednak mi wszysko przeszkadzalo, wtedy wiedzialam, ze dziala i produkcja jest w toku. Dzis wszystko zdezintegrowalo sie...czary...
Jutro kolejne USG. Gienek mowil, ze w 60% powodzenie IVF zalezy od psychiki takze nastawiam sie psychocznie na nadwyzki, malowanie trawnikow itp. DO PRACY RODACY!

środa, 15 grudnia 2010

5...

Odliczanie czas zaczac...

Dzisiejsza wizyta w klinice byla niczym dzin w SPA (choc watpie czy tak grzebia w broszce), masaz relaksacyjny i wizyta u psychoterapeuty.
* Po pierwsze badania na obecnosc wszelkich mozliwych wirusow wyszly negatywne czyli wszystko gra :)
* Gienek mnie uspokoil i powiedzial, ze wszystko jest w porzadku. Mam sie zrelaksowac, bo on trzyma piecze nad wszystkim i poki co cykl uklada sie ksiazkowo (choc znow bedziemy zwiekszac dawke Puregonu)
* W klinice wytlumaczyli nam mniej-wiecej jak to wszystko bedzie wygladac i poinformowali, ze hiperstymulacja mi nie grozi, bo (jak to ujeli) "to nie ten typ"
* Punkcje mamy ustalona na poniedzialek i jeszcze tylko podczas piatkowej wizyty to potwierdzimy

Bardzo sie z Jurasem zrelaksowalismy i odetchnelismy, bo w glowie klebilo sie od roznych dziwnych scenariuszy.

Niestety, wstepnie dostalismy info, ze swieta spedzimy sami w domu. W 4 dni po transferze powinnam unikac stresow i podrozy takze wyglada na to, ze rodzina Jurasa bedzie ucztowac bez nas.

P.S. Moj dyniowy sen okazal sie hitem kliniki. Opowiedzialam jednej z zaprzyjaznionych pielegniarek i potem juz wszyscy sie smieli, a gienek ppoinformowal mnie, ze da mi dokaczyc dlubanie w dynii.

P.S.2. O dzisiejszy sen nawet nie pytajcie. Juras mowi, ze go w nocy pobilam, gdy mi polozyl reke na brzuchu.

wtorek, 14 grudnia 2010

zdazyc z dynia przed IVF

Nie wiem czy to przez wczorajsze gotowanie, czy moze zaczynam wchodzic w faze paniki. Otoz mialam wczoraj przedziwny sen. Zapewne, wplyw na jego tresc mial przeokrutny bol jajnikow wywolany wyzsza dawka Puregonu oraz zabawa z dynia.
Snilo mi sie, ze choc jajeczka nie sa jeszcze dojrzale i gotowe do przywitania chlopakow, gienek zadecydowal zeby zrobic punkcje. Chcial wyrobic sie przed swietami. Blagalam go i tlumaczylam, ze przeciez to za wczesnie, i ze to cale IVF sie nie uda, ale byl nieugiety. Jedynym argumentem, ktory wydal mi sie logiczny w tej sytuacji bylo powiedzenie mu, ze musze zdazyc wydlubac wszystkie pestki z dyni (wczoraj przyzadzilam wlasnie zolta zupke). Ganial wiec za mna po kuchni dziubiac moj brzuch igla, a ja probowalam oczyscic dynie... Z ta scena sie obudzilam. Najgorsze w tym snie bylo to przerazenie, ze przeciez sie nie uda, ze za wczesnie. Chyba zaczynam wariowac.
Moze wplynal na to wieczorny telefon z kliniki (gienek mowil, ze w zaleznosci od poziomu E2 zadzwonia lub nie). Odebrali moje badania hormonow i powiedzieli, ze mam sie zjawic w srode, a nie jak wczesniej planowalismy w piatek. Teraz w mojej glowie kotluje sie 5 tysiecy glupich scenariuszy, bo przeciez robilismy rowniez badani na obecnosc wirusa HIV i zoltaczki i moze ma to zwiazek z tym wlasnie. Wiem, wymyslam "historie zycia"i niby czemy mialabym sie obawiac wynikow (w prawdzie mam zrobione 2 tatuaze i piercing), ale z takimi wynikami jest troche jak z wezwaniem do odbioru poleconego - zawsze lekki stresik.
Coz czekamy do jutra.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

ale o co kaman?

Juz jestesmy po kolejnym podgladaniu i...niewielkim rozczarowaniu. W weekend jajniki napierniczaly mnie tak okrutnie, ze spodziewalam sie ujrzec z "kilka tysiecy" jajeczek, a tu.... owszem bylo ich sporo, a USG robione bylo troche w biegu, ale gienka odczucia co do wielkosci i ilosci moich wytworow byly raczej marudne. Teraz oczywiscie zwiekszamy dawke uderzeniowa hormonow i widzimy sie z naszym strategiem w piatek, co by ostatecznie ocenic stan wojska.

Przy okazji machnelismy oboje (ja i prawiemalz) badania krwi na obecnosc wirusa HIV oraz zoltaczki. Wyjasnil nam sie rowniez problem dodatkowych badan kardiologicznych. Gienek powiedzial, ze nie musze sie spieszyc z tym echem serca, bo zwyczajnie przed zabiegiem dadza mi jakis dodatkowy lek stabilizujacy + jakistam antybiotyk i sprawa zalatwiona :).

Co do nastrojow to jestem nieco zaskoczona. Nasluchalam sie opowiadan lasek o tym jakimiz to byly zolzami w trakcie "menopauzy", a stymulacje przechodzily pod haslem wiecznego bzykanka. U mnie jest zupelnie na odwrot. Juz podczas poprzednich staran i terapii hormonalnych zauwazylam, ze gdy zblizala mi sie owulka to robilam sie strasznie agresywna wobec malza. Nie mowie to o lekkim marudzeniu i zolzieniu. Ja bylam taka z krwi i kosci hetera, co to da wpier#$l i jeszcze opierniczy, ze placze. Teraz to samo. Im dalej w las hormonalnej stymulacji tym bardziej robie sie fu-ble. Podczas "menopauzy" bylam do rany przyloz. Takiego misiulenia i slodzenia to swiat nie widzial... A teraz?!
Ja juz nie wiem o co kaman? Moze ja nie jestem wcale stworzona do posiadania dzieci i natura probuje mi to wlasnie uzmyslowic?

piątek, 10 grudnia 2010

a idzta w cholere!

Spotkanie okazalo sie wielkim niewypalem. Zamiast klimatycznie i wesolo bylo zwyczajnie sztywno i dziwnie. Jedna z psiapsiol przyprowadzila ze soba kolezanke (zone szefa swojego meza), z ktora oczywiscie nie mialysmy zbytniego zgrania wiec ciezko bylo gadac o prywanych sprawach czy tez najzwyczajniej w swiecie obgadywac znajomych. Przez ok. 1h laska opowiadala o tym na jakich wyspach byla (Bora Bora, Fidzi, Bali , Melediwy itp. idp) - oczywiscie wszystko w ramach doradzania jednej z psiapsiol, gdzie powinna sie wybrac w podroz poslubna, co nie zmienia faktu, ze troche sie puszyla. Musze przyznac, ze to cale paplanie o slubach i miesiacach miodowych wynudzilo mnie niesamowicie i w popadlam w lekka melancholie. Marzylam jedynie o powrocie do domu i schowaniu sie w ramionach prawiemalza.
Z pewnoscia, po czesci moje hormony sa odpowiedzialne za nienajlepszy nastroj, choc i tak z zasady nie lubie paplania o najbardziej "in" i "fancy" restauracjach itp. Ten caly nudny blichtr nie jest dla mnie...

Co gorsza molotov daje o sobie znac. Brzuch mi wywalilo niczym w 4ms ciazy, a do tego zaraz po wczorajszym zastrzyku moj organizm wniosl pozew o separacje z moim pempkowym kolczykiem. Czulam tak okrotny bol, ktory lekko usal, dopiero gdy pozbylam sie zelastwa.

Teraz chodze jak poobijana, a podbrzusze boli mnie tak jakby miala mi sie zwalic cala armia czerwona - malpa tysiaclecia i z wielka checia wyslalabym swoje jajniki na jedna z wspomniancyh wczesniej wysp. Widac takie sa uroki hodowli jajeczek.

czwartek, 9 grudnia 2010

CEO kontra CFO

Moj prawiemaz mnie rozpieszcza... Moze i czasem jest z niego rzeczowy brutal i wszystko ma zawsze wybudzetowane, zaplanowane, zainwestowane i zaoszczedzone, ale jesli chodzi o moja osobe o lamie wszelkie reguly tlumaczac sie, ze to on jest CEO, a ja tylko CFO wiec mam sie go sluchac. Tak oto w przedswiatecznym szle oszczedzania na IVF i modernizacje naszej sypialni (spimy w dwojke na lozku o rozmiarach 90x200) moj Juras postanawia mnie rozpiescic kupujac mi najlepsza i najdrozsza z mozliwych koszulke szpitalna (nigdy nie mialam koszuli nocnej, a ta potrzebna jest przy zabiegu w klinice) oraz funduje mi wyprawe na tzw. susze.

Dzis wiec wraz z moimi psiapsiolami po raz ostatni wybieram sie na sushi :). Potem zakladam, ze zapaczkuje wiec surowa ryba bedzie na czarnej liscie...ehh....

Juz nie moge sie doczekac!

wtorek, 7 grudnia 2010

ubezpieczenie mieszkania

Dzisiaj zalatwilismy sprawy u notariusza. Nasz zwiazek i ew. rodzicielstwo jest na chwile obecna wyparagrafowany na wszelkie mozliwe sposoby. Oczywiscie nie obylo sie bez nieprzyjemnosci. Dzis to wlasnie musialam podjac decyzje czy w razie smierci prawiemeza bede kontunuowac procedure in-vitro. Musze przyznac, ze totalnie spanikowalam, zapowietrzylam sie i omalo co nie wybuchlam placzem - jakos mnie to roztroilo emocjonalnie. Co wiecej Juras mnie wkurzyl niemilosiernie, bo stwierdzil zebym sie nie stresowala, bo niczym sie to nie rozni od ubezpieczania mieszkania lub samochodu. Myslalam, ze go zamorduje i nie bedziemy miec juz problemow z tym durnym paragrafem. Jak ten glupek mogl powiedziec cos takiego?!
No mniejsza... odbylo sie i juz. Mamy jeden papier z glowy.

Przy okazji przejazdzki do centrum miasta zajrzalam do sklepu z Polskimi produktami i choc udalo mi sie nabyc ogorki kiszone i pierogi to bardzo sie rozczarowalam - byl taki mizerny, taki niechciany imigrant. Ja sie spodziewalam super sklepu, a tu taka dziura w dzielnicy, do ktorej nawet w ciagu dnia nie powinno sie zagladac (ja przez to jestem po przynajmniej 5 zawalach).

poniedziałek, 6 grudnia 2010

ekspedycja poszukiwawcza w oparach koktajlu molotova

Zastrzyki zaczely mi sie dawac we znaki. Caly weekend chodze jak struta - lepetyna mnie napiernicza, co sie porusze to mam odruch wymiotny i do tego jajniki bola tak, jakby tylko w tym celu zostaly stworzone. Gienek dzisiaj powiedzial, ze niestety takie sa przyjemnosci chemicznej menopauzy. Super! ale ja w takim razie dziekuje za dokladke.
A! jakby tego bylo malo to jeszcze podczas USG nie mogl znalezc mojego prawego jajnika wiec mialam zaserwowana niezbyt przyjemna ekspedycje poszukiwawcza, ktora polegala na gnieceniu i uciskaniu czego sie da. Teraz (sorki za porownanie) czuje sie jakby mnie zgwalcono armata.

No mniejsza... na Darondzie lece do konca tygodnia, a od srody pobieram ja w zestawie z Puregonem. Ciekawa jestem jakie zniszczenia bedzie siac ten koktajl molotova.

No coz....Ide sobie cierpiec w kacie...

sobota, 4 grudnia 2010

absurd roku

Mialam dzis pisac o tym jakimz to absurdem jest to, ze zima (w grudniu) zaskakuje polskich drogowcow, a w tym czasie w Grecji (gdzie jest obecnie slonce w pelni i +20C) przeprowadza sie cwiczenia na wypadek sniegu (dzisiaj wlasnie w trakcie wyprawy do Tripoli pani przy wjezdzie na autostrade informowala nas o takowejz akcji), ale uwazam jednak, ze najwiekszym absurdem jest to, ze traci sie tak dlugo wyczekiwana ciaze. Natura to wredna zolza!

piątek, 3 grudnia 2010

ah! te mamy!

eeeehhh... Jestem wlasnie po rozmowie z mama. Naprawde nie wiem czemu ona mysli, ze ja ja moge o cos obwiniac. Po zakomunikowaniu jej, ze bedziemy sie wybierac na IVF powiedziala mi, ze chyba nie mysle, ze to jej wina, bo u nas w rodzinie wszystkie babeczki tylko usiadly na kamien i juz zaciazaly. Ciezko mi jej bylo wytlumaczyc, ze nawet przez chwile nie pomyslalam, ze ona mogla miec jakis wspoludzial w naszych nieudanych staraniach o potomstwo - to juz jednak przeszlosc.
Dzis powiedzialam mamie o wizycie u kardiologa. Oczwiscie w piec sekund zaserwowala reakcje obronna, ze ona przeciez nie ma na to wplywu, ze dziedziczy sie wady bezwiednie (mama od urodzenia ma bardzo powazne problemy z serduchem)...eeehhh....
Wiem, ze reaguje w ten sposob, bo bardzo by chciala, zeby wszysko bylo perfekt i najlepiej jakby to perfekt mogla nam udostepnic wlasnie ona. Nie zmienia to faktu, ze idiotycznie sie czuje, gdy ona sie przede mna tlumaczy. Nawet raz nie pomyslalam zeby ja o cokolwiek obwiniac..ehhh...


Z pozytywow moge powiedziec, ze prawie malz ma dzis urodziny i wycudowalam mu turbo-czekoladowy tort :)

czwartek, 2 grudnia 2010

rodzina na 8 stronach

Dzis jestem jakos nostalgicznie ciapowata. Powodow jest kilka...

1. W dniu wczorajszym dostalismy od Pani notariusz umowe do wgladu, ktora musimy podpisac przed podejsciem do IVF. Na osmiu stronach mamy szczegolowa rozpiske o tym, ze Juras nie moze sie zrzec ojcostwa. Ja rowniez nie moge powiedziec, ze dziecko nie jest moje. Do tego znalezc w umowie mozna dokladne opisy procedur oraz tego, co mozemy potem zrobic z pozostalymi embrionami, jakie sa zagrozenia itp. Ta litania jakos nas zbila z nog, bo nagle ktos nasze uczucia i chec posiadania dziecka tak odczlowiecza i okresla za pomoca 15 tysiecy artykulow prawnych. Cale podnicenie i radosc, ze to juz tuz tuz nagle nam odeszla, ale -jak to okreslil moj prawiemaz- tylko na 3 sekundy.

Niemniej jednak wydaje mi sie, ze ktos powinnien uswiadomic, ze in-vitro to nie tylko zabieg to cala kampania wojenna zwiazana z papierkowa robota.

2. W zwiazku z IVF musze sie poddac kilkunastu roznym badaniom (HIV, zoltaczka, EKG itp) i tak oto w dniu wczorajszym trafilam do kardiloga. Bylam przekonana, ze wizyta bedzie tylko formalnoscia - biore wyniki i zmykam, a tu sie okazuje, ze Pan doktor wykryl jakies nieprawidlowosci w moim serduchu wiec teraz musze szybko (jeszcze przed IVF) zrobic kilka innych badan. Normalnie jakby tego wszystkiego bylo malo to jeszcze to! Ja obstawiam, ze to nic powaznego, niemniej jednak badania musimy zrobic przed zabiegiem wiec znowu kolejne telefony, bieganie, zalatwianie i oczywiscie koszty eh...

3. Teskni mi sie jak cholera do domu. Perspektywa tego, ze nie zobacze rodziny na swieta totalnie mnie doluje. Na dodatek nie wiem, kiedy to nastapi. Gienek powiedzial mi, ze nie moze mi narazie zezwolic na loty samolotem, bo nie wie w jakim stanie bede ja i ew. ciaza. Moja mama oczywiscie mnie uspakaja i mowi zebym sie skoncentrowala na zadaniu, bo IVF to dla nas absolutny priorytet, a oni jeszcze troche do mnie potesknia. Nie rozumie jednak, ze to nie ich tesknota jest moim problemem - TO MOJA! Mnie juz zwyczajnie skreca. A do tego jeszcze ten snieg! - to prawdziwa zima i prawdziwe swieta, a nie +23C.

Wiem. Jestem dzis maruda, ale juz trudno - troche moge :|

środa, 1 grudnia 2010

kulinarne sfazowanie

Nie wiem czy to hormony, ale sie totalnie sfazowalam kulinarnie. Wczoraj wybajerzylam szarlotke, bialy chleb na zakwasie (tak najprawdziwszy polski, a nie ten styropian co mozna tutaj w piekarni dostac), muffiny z mozzarella, suszonymi pomidorami i bazylia oraz pieczonego kurczaka w sosie musztardowo-miodowym.

Nie wiem cholera kiedy my to teraz wszystko wszamiemy? Coz...nie mam wyjscia! Ide tyc!

***
Aha! hormony zaczynaja o sobie dawac znac (w ten negatywny sposob). Wczoraj opierniczylam, moja najlepsza psiapsiole, ktora probowala zorganizowac nasz wspolny wypad. Za co ten opr? A za...jajco - absolutnie nic! eh... jestem wiedzma.

wtorek, 30 listopada 2010

#$%^**%@# ananas!

Nienawidze "najmadrzejszych na swiecie" pan fryzjerek! Zeby je tak wszystkie szlag trafil! Juz nawet czasem mysle, ze lepiej pojsc do niedoswiadczonej panny, bo ona ze strachu zeby czegos nie spieprzyc bedzie sie duzo bardziej starac. Taka wyjadaczka to ona zawsze wie najlepiej.

Z miesiac temu poszlam do fryzjerki co by mocno ukrocic moje zwisy. Trafilam na Valmire, ktora moze doswiadczona nie byla i nie bardzo chciala obciac mi moje dlugie wlosy, ale ostatecznie skonczylam z krociusienka fryzurka w stylu (jak to okreslily moje znajome) tap madl - jak dla mnie rewela.
Oczywiscie po miesiacu trzeba sobie odswierzyc klaki. Niestety tym razem byla inna kobita.
Pyta mnie wiec ta omnibuska od pieciu blesci "Co robimy?". Ja mowie, ze to samo tyle tylko, ze mamy skrocic...

Zaczyna wiec ciac, ale cos bezsensu mi tnie wiec jej mowie, ze Valmira to robila tak i ze ja chcialabym zeby bylo dokladnie tak samo. Ta mi na to "wiem, wiem, ja wszysko rozumiem", ale dalej odstawia mi Edwarda nozycorekiego wiec ja znowu "chcialabym....", a to mi na to, ze wie rozumie i zebym sie nie martwila. Ten cykl powtorzyl sie z piec razu i @#$@#$ skonczylam z ananasem na glowie. Jestem wsciekla! Ta wszechwiedzaca Dalila, niczym Samsonowi odebrala mi wszelkie sily - przez ta cholere spac nie moglam.

Nie wiem, jak ja tego ananasa doprowadze do porzadku... Ide do sklepu kupic kilogram zelu do wlosow...brrr....

Niech ja...!

Edit: W drodze ze sklepu stwierdzilam, ze to jednak nie ananas, a pieprzone hitlerjugend (brakuje mi tylko tyrolskich spodenek)

poniedziałek, 29 listopada 2010

Pamela wymieka

Dzizas! Normalnie chyba sama sie bede bostwic i podziwiac :). Jak narazie - oprocz tymczasowych bolow i reakcji alergicznej - nie moge narzekac na negatywne efekty Darondy, bo okazuje sie, ze zaczal sie festiwal dynii i teraz mam bimbalki, ktorych moglaby mi pozazdroscic niejedna modelka Playboya. Ktos by powiedzial "No i co z tego?" - dla babeczki, ktora dotychczas swoj rozmiar biustu mogla okreslac za pomoca liczb ujemnych to wlasnie "duzo z tego". W ciagu 3 dni przestalam sie miescic w swoje biustonosze, a jeszcze czeka mnie tydzien terapii...az sie boje pomyslec, co bedzie :). Nareszcie moje bimbalki odwzorowuja rozmiar moich bioder heh...

Moze jednak ten tydzien okaze sie byc baaardzo przyjemnym. Nawet powoli przechodzi mi panika wywolana obejrzeniem filmiku o punkcji jajnikow (ktokolwiek to czyta niech nie probuje sprawdzac na czym to polega...brrrrr...)

niedziela, 28 listopada 2010

modliszka

Jestem cycatym terminatorem, ktory ze slodkiej ksiezniczki w piec sekund moze sie zamienic w siejaca zamet wiedzme. Tak w skrocie moge okreslic efekty wspolpracy pigulek antykoncepcyjnych i zastrzykow z Darondy (taki polski Lucrin).

Wczoraj wieczorem zaserwowalam sobie druga porcje Darondy. Rezultaty byly nadzwyczaj ciekawe. Zaraz po kluciu mialam ochote wydrapac sobie brzuch, nastepnie przez jakies 2h mialam faze pt. "chodze i zabijam" ew. stany depresyjne, a po tych wszystkich przyjemnosciach przemienialam sie w niezaspokojona seksualnie i wiecznie majaca ochote na wiecej modliche.
Juras zaczal juz przede mna uciekac. Mowi, ze nie jest w stanie zgadnac czy szaleje we mnie zew mordu czy tez mam ochote go zgwalcic. Po przeczytaniu wszelkich skutkow ubocznych (lista na dole posta) zazywania Darondy stwierdzil, ze mamy przekichane i moze w zwiazku z tym chcialabym pojechac na tydzien do Polski (spryciula), ale po moim kolejnym napadzie z serii "gwalce wszystko na mej drodze" uznal, ze w sumie moze byc fajnie.

lista grzechow Darondy:
* wzrost testosteronu
* wzrost libido / spadek libido
* napady goraca
* bole glowy
* wymioty
* depresja
* reakcja alergiczna
* bole stawow i miesni
* oslabienie
* wszelkie objawy menopauzy
* zmiana rozmiaru piersi
* zapalenie zyl
* zmiany nastroju
* male krwiaki na galkach ocznych
* zawroty glowy
* wzrost masy kostnej
itd.

Jednym slowem "dzieki :|"

piątek, 26 listopada 2010

na swieta: punkcja

No i juz pozamiatane! Oficjalny termin mojego przepoczwarzenia sie w przeslodziuniunienka, kupkowo-kaszenkowa mamuliniuniunie (bleh) zostal wyznaczony.

Po kontrolnym USG Pan szifu gienek zarzadzil rozpoczecie kuracji zastrzykowej - DARONDA. Jego pielegniarka wreczylam nam cale narecze roznych dokumentow, papierzysk, formularzy i badan, ktore musimy wykonac. Niestety jakoze nie jestesmy zamalzowieni musimy udac sie do notariusza, sadu i wszelkich mozliwych instytucji, ktore chcialyby nas naciagnac na niemala kaske, celem podpisania papierow o uznaniu ojcostwa itp. Przykra sprawa, ale w Grecji jest z tym bardzo duzo problemow. Takze nasze lenistwo i niechec do weselnych fiest itp. wlasnie da sie nam w kosc, ale mniejsza z tym...

Do waznych info nalezy to, ze planowana data transferu wyznaczona jest na 20-24(najpozniej) grudnia :), czyli jak sie uda moge miec fajny prezent na urodziny (moze wtedy nikt by o nich nie zapominal).

czwartek, 25 listopada 2010

***

Jutro sie podgladamy i wyznaczamy (tak na oko) date IVF.
A ja...coz musze przyznac, ze mam serdecznie dosyc tego calego dzieciowego bajzlu, a juz najbardziej weszechobecnego pitupasnego cwierkania o bobasach. Normalnie polowa moich znajomych zamienila sie w uklej....brrrr. Nie daj Boze, wspomni sie cos o in-vitro i juz sie jest pogrzebanym:
- "Ojej! jak mi przykro"
- "Naprawde musisz?"
- "Jestescie pewni?"
- "Boze! Ale dlaczego"

Kazde pierdniecie, @ itp. otoczenie przezywa niczym objawienie NMP. Juz mam dosyc tych rozmow o bobasach i staraniach. Ja naprawde mam cos wiecej do zaoferowania nic rozmowy o moich jajeczkach i chlopakach Jurasa...

Mam ochote powiedziec wszystkim zeby sie odczepili. Nikt nie szaleje, gdy sobie znajomy machnie jakas operacje lub ma kanalowe leczenie zebow, a tu nagle taaaaaka afera...

Dzizas! No i ide na IVF- i co z tego?! Ide bo musze, ale nie robmy ze mnie meczenniczki wszystkich narodow! HOUK!

(Tesknie za czasami, kiedy moglam zwyczajnie isc na piwo, porozmawiac o dupie Maryni. Jeszcze nie mam dzici, a juz moje zycie zamienilo sie w jedna wielka pieluche. Mam nadzieje, ze jak juz zafasole to nie zmienie sie w taka przeslodzona mamunie)

środa, 24 listopada 2010

Zimna ryba

Pigulki mnie zupelnie popsuly :(. Mam zerowe libido, jesli nawet nie ujemne... Normalnie zimna ryba.
Prawie maz caly szczesliwy, ze go przyjeli w nowej firmie. Chetny do uczczenia tego na wszelkie mozliwe sposoby, a ja co?! - waciaczek , kocyk i najchetniej bym spala...beznadzieja!

Juz niedlugo bedziemy podgladac jajniki i zaczynac drugi etap przygotowan - zastrzyki z Darondy. Ciekawa jestem, jak te mnie zepsuja? bleee...

poniedziałek, 22 listopada 2010

do d. z greckim HRem

Zaczynam watpic w grecki HR. Moze i przesadzam, ale w takim razie czy moglby mi ktos wytlumaczyc przydatnosc wysylania e-maila zapraszajacego na rozmowe o prace. Zwlaszcza, gdy ta rozmowa ma sie odbyc tego samego dnia o 14.00, co wyslany o 9.30 e-mail!

Dla mnie to totalny bezsens!

Nie bede juz wspominac o tym, jak beznadziejne okazuja sie niektore spotkania o prace...np. co ma wniesc takie 3h interwju, podczas ktorego wykladana jest historia firmy od 1960 r...
Ja juz nie mam sily do tych Grekow! Jak nie (juz byly) szef skurwiel i jego nienormalna zona to taki popaprany proces rekrutacyjny!

Eh...tak wogole to czuje sie zle. Jestem chora :(

piątek, 19 listopada 2010

romantyczne pastowanie butow

To bardzo ciekawe, jak to w jakich warunkach sie wychowalismy wplywa na nasza osobowosc i postrzeganie swiata...
Niestety nigdy nie bylo mi dane przyjrzec sie romantycznej czesci zwiazku moich rodzicow. Gdy sie urodzilam byli juz na etapie wiecznych walk. Jedyny cieply odruch mojego ojca, ktory pamietam (nie mowie, ze nie bylo ich wiecej) to to jak pastowal mojej mamie buty. Calkiem nieswiadomie zakodowalam sobie ten obraz jako "milosc" i tak oto, gdy moj prawie maz zaproponowal, ze mi ulozy "sezonami" buty rozlozylo mnie to na lopatki.Teraz za kazdym razem, gdy zajrze do naszego schowka mysle sobie "chce tego czy nie kocha mnie i juz. Nie da sie ukryc!". Zadne "Kocham Cie", kwiatki itp nie sa mi tak mile, jak to poukladanie butow...

A teraz ja pojde wypastowac wszystkie JEGO buty. A co mi! Dzis bede emocjonalnie rozrzutna. Niech wie, ze tez nie jest mi obojetny :)

czwartek, 18 listopada 2010

tchorzliwe jajniki

Cos mi sie zdaje, ze moja czesc armii to straszne tchorze. Wyglada na to, ze jeszcze dobrze nie rozpoczelismy kampani, a Ci juz ze strachu popuszczaja :P - bardzo to dziwne. Mimo iz Pani @ szybko odeszla w zapomnienie to i tak cos po niej pozostalo. Od kilku dni utrzymuje mi sie plamienie, ktore przy pierwszym cyklu brania antykow byloby jak najbardziej naturalne, jednak mnie sie to NIGDY nie przydazylo, a obecnymi prochami juz mialam przyjemnosc sie faszerowac. Moze tak mi sie porobilo po wakacyjnej terapii Puregonem? A moze faktycznie jajnicory na sama mysl o grudniowej punkcji "robia w gatki" ze strachu... eh... pozostawie ten problem przyszlym pokoleniom :P

środa, 17 listopada 2010

Hesus wybawiciel

Cale szczescie stan taty Jurasa sie ustabilizowal :). Okazalo sie niestety, ze ma lekkie zapalenie pluc oraz bardzo oslabiony organizm, jednak z kazdym dniem czuje sie lepiej. Bardzo nas te wiesci uspokoily.. nie wyobrazam sobie zeby nasz fasol nie poznal greckiego dziadka.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, ze zakup wiewiora byl jednym z najlepszych i co wiecej powinnismy go przechrzcic na "Hesus", bo ma dla nas zbawienny wplyw. Podczas krytycznej sytuacji z tata Jurka, wiewior skutecznie odciagal jego uwage od wszelakich czarnych wizji. Bardzo nas jego obecnosc pozytywnie nastawia i nie zostawia nawet odrobiny miejsca na zamartwianie sie.
Okres 21 dniowej kampani antykowej jakos duzo szybciej plynie niz myslalam. Poki nie zjawil sie wiewior nie mogla myslec o niczym innym tylko o nadchodzacym IVF i caly czas wydawalo mi sie, ze musze czekac CAAAAALA wiecznosc, a tu nagle okazuje sie, ze pierwszy tydzien minal ot tak :)

poniedziałek, 15 listopada 2010

:(

Wczoraj wieczorem otrzymalismy nieciekawe wiesci. Tata J. zaslabl (od kilku dni walczy z wysoka goraczka) i mocno uderzyl sie w glowe, co sprawilo, ze konkretnie rozcial skore oraz stracil przytomnosc. Sam wypadek nie byl by na tyle wstrzasajacy, gdyby nie fakt, ze tata J. ma juz ok.84 lat. J. juz od jakiegos czasu sie martwi, ze tata moze niedlugo odejsc z tego swiata i w zasadzie wszyscy sie z tym licza choc nie do konca przyjmuja to do wiadomosci.
Ja nie jestem w stanie wyobrazic sobie tej sytuacji. Wiem, ze J. by to strasznie przezyl, a ja jako jego partnerka powinnam go wspierac w tych trudnych chwilach choc nie wiem czy umiem. W swoim zyciu tylko 2 razy uczestniczylam w smierci kogos bliskiego. Gdy mialam 14 lat odszedl dziadek (ze strony taty), a ja przez swoja maloletnosc przezywalam zalobe po swojemu - nie czulam sie w obawiazku wesprzec ojca, bo sama cierpialam. Kilka lat pozniej odeszla babcia (ze strony mamy). Jako, ze bylam na etapie buntu, a moj poziom egocentryzmu przekraczal 100% moja mama miala ze mnie niewielki pozytek. Wiem, ze przez ok. 2 lata po smierci babci moja mama walczyla z depresja (skrzetnie to ukrywala), a ja nawet tego nie zauwazalam (dowiedzialam sie o tym niedawno). Jak widac moje doswiadczenie jest zerowe i naprawde boje sie tego co przyniesie przyszlosc.
W duchu modle sie zeby wszystko bylo w porzadku, choc te moje modlitwy sa nad wyraz samolubne - nie chce zeby J. cierpial i boje sie, ze nie bede umiala mu pomoc...
Nie wiem, czy kiedykolwiek mozna sie przygotowac i nauczyc smierci. Ja w swoim gowniarskim zachowaniu mam ochote powiedziec, ze nie chce sie (NIGDY) dowiedziec jak to jest, gdy zegnasz kogos najblizszego sercu...

niedziela, 14 listopada 2010

Poko-Piko

Wiewior jest juz u nas 3 dzien i wydaje sie powoli zadomawiac :). Oczywiscie w miedzy czasie mial 3 razy przemeblowana klatke, co go niebardzo uszczesliwia. Teraz jako, ze wystroju wnetrz osiagnelam wersje ostateczna powinien sie nieco uspokoic. Juz nie mozemy sie doczekac, zeby sie z nami nieco oswoil i zaczal swirowac po mieszkaniu.

Aha! nie wspomnialam, ze J. jest zachwycony i przeszczesliwy, a wiewior (dla scislosci burunduk) ma juz imie: Bob-Bobek vel. Poko-Piko.

piątek, 12 listopada 2010

Gosc w dom, Bog w dom


Oby tylko ten Bog mial dla mnie litosc :). Dzis wlasnie zakupilam, w ramach prezentu urodzinowego dla Jurasa, burunduka czyli wiewiore syberyjska. Jurasowi bardzo sie ten zwierz podobal, ale jakos nie mial odwagi sie zdecydowac - cos na zasadzie gdybania, ale dzis babcia dziadkiem nie bedzie, bo wiewior juz z nami jest. Juras jeszcze nic nie wie. Cale szczescie, ze mial dobry dzien w pracy wiec nie wroci nabuzowany i moze mnie wraz z wiewiorem nie wyprowadzi z domu.... oby ;).




środa, 10 listopada 2010

Dzialania wojenne czas zaczac!

Po dlugiej nieobecnosci od nowa zaczynam montowac tego bloga :). W miedzy czasie przeszlam przez deprechy, frustracje i ogolne zalamanie nerwowe, jednak teraz w stanie pelnej motywacji dzialam!.

Wkoncu zawitala do mnie laskawa Pani @ (nigdy nie przypuszczala, ze manewry armii czerwonej moga przyniesc tyle radochy) i teraz szalejemy ze szczecia, bo nareszcie mozemy zaczac dzialac w kierunku mnozenia naszego sztabu.
Dzis to wlasnie zaczynam brac pigulki antykoncepcyjne (nudne 21dni), co oznacza, ze nasze IVF odbedzie sie na przelomie Sw. Bozego Narodzenia i Sylwestra. Ciezki to troche okres i musimy sie sporo naczekac, ale przynajmniej cos sie zaczelo dziac :)

Gora Pani @!

czwartek, 30 września 2010

Pani Sorka od angola

No i chyba wkoncu cos sie ruszylo w tym biznesie i moje szczescie zaczelo wygladac jak cudny obrzerajacy sie paczkami policjant :).
Wlasnie wrocilam z rozmow z przyszla uczennica (15lat) i jej mama. Wszystko wyglada na to, ze od przyszlego tygodnia beda mnie tytulowac "Pani Sorka". Jeszcze tylko musza dogadac z Panem Tata czy moga sie decydowac i do dziela. Mama i corka (obie bardzo sensowne) sa zadowolona i ja tez. Jesli sie uda (beda dzwonic wieczorem zeby potwierdzic) to to wszystko sie uda - tak sobie wymyslima i zamyslilam. Skoro taka karma to niech TAKA bedzie w kazdym temacie.

Jutro nas prawdopodobnie czeka wizyta w klinice - omawianie calej IVFskiej biurokracji oraz USG... Fajnie by bylo jakby sie okazalo z niespodzianka ;)

Wieczorna dopiska: UDALO SIE! Jestem Pani Psorka :)

środa, 29 września 2010

a psik!

Dopadlo mnie przeziebienie czy tez jakis inne badziewie. Czuje sie slabo i ciagle chce mi sie spac, a do tego te drgawki nie daja mi spokoju...eh.. Coz! Moge tylko podziekowac swojemu kumplowi i jego porozkladanym po calym domu zuzytym chusteczkom do nosa. Wiedzialam, ze mi podesle jakas bakteryjke- teraz kiedy to najbardziej mi zlezy na tym zeby utrzymac w swoim organizmie wesje Suite De Lux co by ew. fasol sie niespodzianowo zagniezdzil...
Nic mi sie nie chce a jeszcze musze walczyc sama ze soba zeby sie bez sensu nie nakrecac i nie wpadac w lutealna schize, i nie sprawdzac temperatury co 5 sekund... No coz! Naprawde chcialabym uniknac IVFu

wtorek, 28 września 2010

stan wojska

No i juz jestemy po przegladzie chlopakow. Musztra sie odbyla jak trzeba i wyniki tez juz znamy. Niestety nie sa najlepsze, ale to nic czego bysmy juz nie przerabiali. Przestraszyly one nieco Pania laborantke, bo zadzwonila do J. wieczorem i w pierwszych slowach spytala go "Czy oddal Pan cala probke, czy moze zdarzyl sie maly wypadek? Czy wczesniej robil Pan testy i jesli tak to jakie byly wyniki?". Bardzo nas rozbawilo to pierwsze pytanie - do tego stopnia, ze J. zaczal sie zastanawiac czy przypadkiem nie chodzil caly dzien w wersji "Sposob na blondynke". No coz chlopakow jest bardzo malo, ale za to bardzo dobrej jakosci (Pani laborantka powiedziala, ze na IVF to rewela). Widac nie dysponujemy cala armia tylko jednosta uderzeniowa typu Grom czy tez Delta Force.

Ja tym czasem zastanawiam sie czy moze nie zaczac troszke marzyc, ze w tym cyklu moze sie nam uda? Tak tuz przed IVF - niespodziankowo...hmm...

poniedziałek, 27 września 2010

zderzacz neutronow w wersji "for kids"

Znajomi juz wyjechali wiec moge sie bezstresowo "wyspowiadac". Odwiedzili nas wraz ze swoim 7ms dzieciem i oczywiscie, jak na tego typu wyprawy przystalo przyjechali do nas z calym tobolem dzieciowego asortymentu. Po 4 dniach walki z wozkami i przenosnymi lozeczaki stwerdzam, ze projektem tych urzadzen zajmowali sie chyba naukowcy z CERNu. Ja nie wiem, jak to jest przemyslane? Dla mnie ten caly sprzet to jakas zagadka Sfinksa - rozwiazesz i wygrasz 100 mln lub w nagrode wysla Cie z misja pokojowa na inna planete. Przeciez to wszystko jest dla jakis tegich umyslow! Tu sie cos naciska, tam cos odkreca, tu piknie tam warknie i voila masz wozek z napedem odrzutowym. Teraz jak taki zwykly rodzic, z wiercacym sie maluchem na reku ma TO rozpracowac? Przeciez zeby prowadzic taki pojazd powinno sie skonczyc MIT i do tego miec specjalne prawo jazdy... Musze przyznac ja wymieklam...
Cos mi sie zdaje, ze przed wykluciem groszkowego potomstwa przestudiuje wszystkie ksiazki o fizyce kwantowej i robotyce.

Aha! Od wczoraj mam bardzo dobry humor :)

piątek, 24 września 2010

griniara

Nie wiem...jakas beznadziejna sie ostatnio zrobilam. Stresuje sie wszystkim co popadnie, kazdy komentarz biore sobie do serca i w dodatku nie umiem sie dogadac ze swoim J. Jestem nie do wytrzymania. Sama siebie nie moge zniesc i sie wkurzam...- beznadzieja! Niech ja juz do cholery zaciaze bo normalnie sama siebie zagryze, ale to w takiej wersji upierdliwie ratlerkowej...eh....

środa, 22 września 2010

no comments

Po moim zeszlo-tygodniowym, czwartkowym komentarzu stalo sie to, co przypuszczalam, ze nastapi... Pozostawie to jednak bez komentarza, jako ze pozytywnie sie nastrajam przed wizyta znajomych :) Takze goosfraba...

wtorek, 21 września 2010

3..2..1..BUM!

Znowu slysze mala zabke zza sciany - to jedyny niemowlak, ktorego w tej chwili jestem w stanie tolerowac. Ostatnimi czasy, gdy widze jakiegos malucha to mam ochote wrzeszczec z wscieklosci. Wkurwia mnie ta cala historia do granic mozliwosci! Wcale nie chce isc na in-vitro - chce normalnie, bez stresu i stekania zaciazyc. Juz mam dosyc tych wszystkich wizyt u lekarza, USG, zastrzykow i gadania, ze powinnam sie cieszyc, bo bedziemy miec dzidziusia. Prosze mi wierzyc, nie ma na swiecie takiej kobiety, ktora bez "przymusu" wybralaby IVF - to nie jest fajne i nikt dobrowolnie na kolo madejowe sie naciagac nie bedzie.
Jestem teraz wsciekla, zla i sfrustrowana. Uciekne, gdzies gdzie nie znajdzie mnie nikt i wykrzycze swoje pluca tak zeby stracic przytomnosc i obudzic sie w zupelnie innej rzeczywistosci, w ktorej mamy bobasa i nie musimy non-stop kolor myslec o jego produkcji. Ja naprawde mam juz po dziurki w nosie tego liczenia i ogladania sluzu, testow, pilnowania zeby nogi byly tak o nie inaczej, cwiczenia lutelalnej cierpliwosc, a potem juz tylko wygladania armi czerwonej...Mam ochote oglosic kapitulacje w tej fasolowej wojnie. Boje sie, ze jeszcze troche i zamienie sie we wredna zolze ze skretem macicy nienawidzaca wszystkiego co ma w tle bardzo mlody wiek...

A jeszcze do tego calego bajzlu dobijaja mnie te wszystkie rady psiapsiolek w stylu "moze wstrzymaj sie jeszcze, bo wiesz najwazniejsze jest sie wyluzowac", "ale czy jestes pewna" itp. Przepraszam, jakim cudem przez mysl ludziom przechodzi, ze ja to tak dla sportu, z nudow? Ja nie mam wyjscia! Bynajmniej robie tego w ramach rozszerzonego manicuru wiec niech wszystkie Ciocie Dobre Rady sie cmokna.

Juz nie wspomne, ze jutro nie idziemy do kliniki, bo mojemu J. zapomnialo sie wczoraj umowic na przeglad wojska, a do tego okazalo sie, zze jednak gienek troche przesadzil i chlopakom naleza sie 3-4 dni odpoczynku, a nie tylko 1. Wczorajszy apel odwolal jutrzejsze manewry...eh...

Znowu kurna czekamy! Pierdziele taka karme - gryze ja w tylek i juz!

poniedziałek, 20 września 2010

duch (kot)

Nie wiem... Moze mam nie rowno pod sufitem, ale zawsze wierzylam, ze natura w jakis sposob sie z nami komunikuje. Wspoldziala z nami i uczy... - troche taki "Avatar". Lubie swoje wyobrazenie...

Kilka miesiecy temu przygarnelismy 5 kociat. Mialy po kilka dni wiec zabawy z nimi bylo co niemiara - karmienie co 2h (rowniez w nocy), termofor w poslaniu, mycie i masaz (co by sie wykupaly) - caly zestaw. Niestety, poniewaz byly slabe, nie udalo nam sie wszystkich odratowac. Zostal najsilniejszy - tygrysek zwany Piatkiem. Wyrosl na niezlego szaleja i teraz opiekuje sie nim rodzina przyjaciela... Odkad Tygrys byl u nas mial w zwyczaju nawiedzac nas ogromny kocor (rowniez o tygrysim futerku). Nic sie nie bal ten zwierz. Siadal tylko na chodniku i obserwowal Piatka. Poniewaz zauwazylam, ze ten koci kolo to samiec balam sie, ze zaatakuje Piatka, ale nie... Sidzial i przyszpial wszystko co zywe swoim hipnotycznym wzrokiem, a potem odchodzil. Teraz co ciekawsze: Piatka od 3 miesiecy u nas nie ma, ale kocor regularnie raz na miesiac przychodzi nas odwiedzic. Siada na schodkach wyjsciowych (do ogrodka) i przez moskitiere obserwuje mnie i J. - tak jakby sprawdzal czy wszystko u nas gra - a potem jak gdyby nigdy nic spokojnie odchodzi...

Dzis przyszedl po raz trzeci - to juz chyba nie przypadek, co? Moze jestem zupelnie szurnieta, ale podoba mi sie wersja z kocim duchem natury :)

piątek, 17 września 2010

stara babcia tanczy na polu

Choc ciezko w to uwierzyc (zwlaszcza tym ktorzy do Grecji zagladaja turystycznie) Ateny (zwlaszcza centralne) - oprocz dzielnicy w ktorej mieszkamy - zupelnie mi sie nie podobaja. Monstrualny naplyw imigrantow (uchodzcow) zniszczyl to miasto. Co krok rudery, karaluchy i mieszkajacy jeden na drugim (po 40 na 20m2) pakistanczycy. Sa miejsca (jak np. plac Omonia), do ktorych boje sie zagladac nawet w ciagu dnia - pelno tam zlodzieji, streczycieli, narkomanow i wszelkiego plugastwa. Ja wiem, ze dla kogos, kto przyjezdza tu na wakacje taki opis miasta wydaje sie byc conajmniej wyolbrzymiony, ale Ateny to nie tylko Akropol czy Plaka. Dla mnie to miasto jest niczym zdechly bialy golab lezacy na srodku deptaku - nadgnily, toczony przez robactwo. Kazdy mowi: Ah! jaki byl piekny! Jaka szkoda! - ale nikt sie nad nim nie nachyli i nie uprzatnie... Rozpad w jakim sie znajduja sie Ateny napawa mnie smutkiem i melancholia. A moglyby byc tak piekna perla architektury jak Rzym, niestety jednak strasza duchem dawnej swietnosci...
Ale wczoraj! Wczoraj Ateny byly piekne i zwiewne niczym mloda zakochana dziewczyna tanczaca na polu - romantyczne, magiczne, a wszystko za sprawa muzyki Manosa Hadjidakisa i glosu Mario Frangoulisa oraz Anny Linardou, a takze pieknej atmosfery, ktora uraczyl nas koncert w ruinach antycznego teatru Heroda... - chwile zapierajace dech w piersiach.

Piosenka "Pes mou mia leksi" (powiedz mi jedno slowo) wciaz brzmi w moich uszach..mhmmm...
... Kemal... Aeriko...magia...

czwartek, 16 września 2010

Wolnoc Tomku w swoim domku

Ciesze sie, ze mieszkam w Grecji! Ciesze sie, ze do problemu nieplodnosci podchodzi sie tutaj po ludzku (czesciowa refundacja)! Ciesze sie, ze nikt nie nazywa mnie "morderca dokonujacym wyrafinowanej aborcji", ze nie stoi mi w drzwiach kliniki para ksiezy gotowych do gloszenia kazan i prawdy bozej, ktorzy nawiasem mowiac niewiele moga powiedziec o potrzebie zalozenia rodziny... Ciesze sie.

I tak oto - choc obiecalam sobie nie poruszac tego tematu - wracam do dyskusji kosciol katolicki vs. in-vitro. Jestem wlasnie po lekturze dotyczacej tego tematu i naprawde rece mi sie zalamuja... . Naprawde nie wiem jak sie do tego ustosunkowac, ale sam fakt, ze oto Rada do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski oswiadczyla, ze:

„Należy pamiętać, że ci którzy je zabijają [poczęte życie] i ci, którzy czynnie uczestniczą w zabijaniu, bądź ustanawiają prawa przeciwko życiu poczętemu, a takim jest życie dziecka w stanie embrionalnym, w ogromnym procencie niszczone w procedurze in vitro, stają w jawnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła Katolickiego i nie mogą przystępować do Komunii świętej, dopóki nie zmienią swojej postawy."

Fantastycznie! Morderca, streczyciel, pedofil rozgrzeszenie dostana i komunie swieta przyjma, a rodzina, ktora chce miec dziecko i podemuje sie in-vitro juz nie. Nie ma sprawy... Jezeli cena posiadania dziecka, jest smazenie sie w piekle to spoko biore to na klate i niech sie nikt nie martwi o moje zbawienie, bo ostatecznie mam konstytucyjne (boskie rowniez) prawo do wolnosci sumienia! O!


środa, 15 września 2010

postulat

Panowie! Litosci!
Czy naprawde kazda dziewczyne musicie obszczekac? Ja rozumiem, ze jezyk trzeba koparka zbierac, jak idzie jakas super dziunka - wtapetowana, wystylowana, wyglazurowana, itp na "wy.." - generalnie wszystko w wersji "WOW!", ale na Boga! Bez przesady! Brak makijazu, wlosy w totalnym rozpirzu, wyciagniete spodnie treningowe, bylejaka przesiaknieta litrami potu koszulka, twarz w kolorze glebokiej buraczanej czerwieni, na oczach wlaczone wycieraczki, bo pot przybiera rozmiary Niagary... slowem: TOTALNE FU BLE (do tego na rowerze). No litosci! TO sie wam moze podobac? Juz dalibyscie spokoj!
Mnie sie wydaje, ze wy to bardziej dla zasady robicie - taka codzienna pielegnacja waszego meskiego ego, taka randka z druga glowa. Wierzcie mi, niewiele kobiet to lubi i spojrzenie w wersji "zabijam w pol sekundy, a Zeus z tymi swoimi fajerwerkami to przy mnie pikus" powinno wam dac cos do myslenia... STRASZNIE TEGO NIE LUBIE!

Eh...w zasadzie to co ja moge...- chyba tylko podsumowac dzisiejszy trening na rowerze:

puszczone oczko: 2
"buziaczek": 1 (ohyda! na sama mysl zbiera mi sie na wymioty)
idiotyczny komentarz: 2
wolniejsza jazda samochodem + lustrowanie: 3 (kolesie w jednym aucie)

Jednym slowem: podczas 1h mozna na swej drodze spotkac, az 8 slepych, niedowartosciowanych debili, ktorzy swoja edukacje w temacie damsko-meskim zakonczyli w 2 klasie podstawowki..

Coz...gratuluje wyborowej reprezentacji!

wtorek, 14 września 2010

morderstwo z zimna krwia

Za nami pierwsza noc po nieciekawych newsach i coz moge powiedziec.. Zachowujemy sie jak para mordercow. Potrzebujemy obecnosci i ciepla drugiej osoby, ale nie jestesmy w stanie sobie spojrzec w oczy czy tez odezwac sie slowem, jakby laczyla nas wiez tragicznej przeszlosci o ktorej wstydzimy sie mowic, i ktorej prawde mozna odnalezc na twarzy drugiego czlowieka - tacy przypadkowi mordercy...

A tymczasem musimy organizowac i zalatwiac sprawy przed godzina "W", a w zasadzie "IVF". Niestety przez moj artystycznie abstrakcyjny organizm nie jestesmy w stanie ustalic dokladnego planu dzialania, ale bedziemy wiedziec co i jak po wizycie w klinice leczenia bezplodnosci. Wtedy to bede wiedziec czy czeka mnie terapia srodkami antykoncepcyjnymi, czy tez od razu przechodzimy do zastrzykow, bo (tak informacyjnie) normalny proces przygotowawczy do IVF wyglada tak:
1. 21 dni (zaczynajac od pierwszego dnia @) przyjmuje sie srodki antykoncepcyjne celem wyciszenia jajnikow
2. 12 dni zastrzykow do brzusznych - te maja wyciszyc jajniki jeszcze bardziej
3. hormonalna stymulacja jajnikow
4. zastrzyk z gonatropiny kosmowkowej (czy jakos tak)
a potem to juz punkcja jajnikow i do dziela chlopaki

Takze wszystko wyjdzie na jaw po wizycie w Giennimie...

Pozostaje znowu czekac i zmywac slady krwi po dokonanym na naszej psychice wczorajszym gwalcie.

przeglad piekarnika

Przeglad piekarnika - tak pieknie okreslil moj men dzisiejsza wizyte u gienka... Musze przyznac, ze napiecie rosnie przed ta narada wojenna. Nigdy przez mysl mi nie przeszlo, ze jedak bedziemy musieli sie decydowac na in vitro. Widac do dupy ze mnie kucharz i ciasta ukrecic nie umiem, ale chociaz dobrze, ze skladniki nasze :) - wiem, to glupie stwierdzenie, ale trzeba trzymac sie jakis pozytywow. Coz, zobaczymy...

Wieczorna dopiska:

... No i pozamiatane. Mam 27 lat i bede miec in vitro. Cudnie... Taka karma.

niedziela, 12 września 2010

kurier niedzielny

Pogoda sie rypnela i wkoncu przyszla jesien, a ja (jak na nastroje deszczowej aury przystalo) wpadlam w melancholie. Nie wspomne juz o rozczarowaniu wlasna osoba...
Od roku starania sie o potomstwo z tesknata patrze na te wszystkie mamuski z brzuchami lub malymi berbeciami i z lekka zazdroscia mysle "Ah! czemu nie ja?!", ale teraz to zaskoczylam sama siebie. Wczoraj men mi zakomunikowal, ze zona jego najlepszego przyjaciela jest w ciazy i...

Teraz mala "retrospekcja" zona przyjaciela jest Niemka i w zasadzie ten fakt niewiele by mnie obchodzil, gdyby nie to, ze jest to sucha i wyniosla Niemcha - taka z krwi i kosci. Nie lubie jej! Ba! Nie trawie! Na samym poczatku, gdy ja poznalam staralam sie byc mila i pomocna, jako ta ktora ma wiecej doswiadczenia w tym dzikim kraju (tak! dla Polakow, a tym bardziej Niemcow Grecja moze okazac sie istnym burdelem organizacyjnym), a ta jak sie chciala odwdzieczyc?... Na ich weselu, gdzie moj men byl swiadkiem ta wredna zolza wymyslila sobie ta, ze tylko on bedzie siedzial przy ich stoliku (tym waznym stoliku), a ja jego narzeczona bede sobie siedziec z jakas osma woda po kiesielu. Spoko! niezalezalo mi zeby siedziec przy "waznym stoliku", bo naprawde nie musze widziec jej wrednej niemieckiej facjaty, ale chcialam siedziec ze swoim facetem! Na szczescie moj men obgadal sprawe ze swoim przyjacielem (powiedzial, ze w takiej sytuacji on na wesele nie przyjdzie) i ostatecznie wszystko bylo tak jak trzeba. Po weselu nasze kontakty bynajmniej nie nalezaly do nadzwyczajnych i zawsze odczuwalam jej wynioslosc. Do tego stopnia, ze ja ktora naprawde staram sie byc tolerancyjna, otwarta, przeciwna wszelim stereotypom i odruchom nacjonalistycznym mowie WREDNA SUCHA NIEMCHA!

A wracajac do tematu teraz ta wredna sucha Niemcha jest w ciazy - NO RZESZ KURWA MAC! NAWET TA SWOLOCZ! I tak oto jestem zlym czlowiem, bo po raz pierwszy z taka zazdroscia i zawiscia reaguje na w sumie wspaniale wiesci.

totalna zazdrosc

Dzis moj wspanialy odstawil mi totalna scene zazdrosci - taka jak za dawnych czasow, gdy jeszcze nie mieszkalismy razem. W zasadzie nie byla to na tyle scena zazdrosci, co braku zaufania wywolana faktem zlozenia zyczen na FB przez grono mezczyzn, ktorych on nie zna (dokladniej chodzilo mu o jednego). Pomijajac wszelkie szczegoly moge powiedziec, ze najzwyczajniej serce mi sie zatrzymalo, gdy mi powiedzial "zaloguj sie na FB" (celem sprawdzenia moich wszystkich kontaktow) i bynajmniej nie dlatego, ze mam cos do ukrycia, bo naprawde pal licho!- jak chce to niech i moje e-maile, komorke itp sprawdza. Zabolalo mnie ten jego brak zaufania i to na takim etapie zwiazku! Wciaz nie wiem co z tym fantem zrobic.. Opierdolilam go z gory do dolu i do tego bylam gotowa sie pakowac, ale sie zorientowal, ze byc moze przesadzil... Byc moze! Ha! To dobre! Ale teraz bedzie najlepsze.. Cala burza zostala wywolana tym, ze pokazalam mu zyczenia, ktore mi rozni znajomi zlozyli na FB, a jemu sie potem snily koszmary ze mna w roli glownej, a w rolach drugoplanowych meska polowa moich kontaktow z FB... Coz...
Bardzo mi przykro, ze sie czul niepewnie i mial potem zle sny, ale ta scena braku zaufania pozostanie w mojej pamieci :(

czwartek, 9 września 2010

post na zapas

Dzis sa moje urodziny - najbardziej znienawidzony dzien w roku. Jezeli istnieje zly duch swiat Bozego Narodzenia (Grinch czy temu podobny) to ja jestem jego urodzinowym odpowiednikiem... Nie znosze urodzin - moich urodzin. Nie! Bynajmniej nie jestem jakas zdesperowana starucha, dla ktorej kazde urodziny to kolejny gwozdz do trumny. Zwyczajnie... o moich urodzinach zawsze sie zapominalo (taka karma) i ja, mimo iz zawsze rozczarowana przebiegiem wydarzen, zawsze ludzilam sie, ze tym razem bedzie inaczej tylko po to zeby rozczarowac sie po raz kolejny. Teraz, gdy o moim dniu sie pamieta, ja czuje sie niezrecznie przyjmujac zyczenia...A dzis coz...caly dzien spedze z tesciowa w szpitalu...
Naprawde nie lubie tego dnia!

środa, 8 września 2010

a takie tam leniwe marudzenie

No i znowu mam nienajlepszy dzien... W sumie wszystko gra, ale kolacza mi sie po glowie glupie mysli - zawsze tak mam na moment przed urodzinami - to juz chyba taka karma. Wrocmy juz do ponarzekania:
To juz 7 miesiecy jak nie mam pracy (wiem sama sie zwolnilam, wiem szukam jej od 4 i wiem byly wakacje)i zaczyna mnie dopadac nuda, a tym samym frustracja. Ile mozna sprzatac, chalupe, prasowac, prac, jezdzic na rowerze, chodzic na basen? Wkoncu przychodzi taki dzien (jak ten), ze nie ma nic do roboty. Trafia mnie szlag, ze tak marnuje czas. Owszem czytam ksiazki, rysuje, cwicze, ale to wszystko jest takie bezproduktywne... Potrzebuje roboty! Dyscypliny i braku czasu.
Co gorsze minal juz pelny rok, jak staramy sie o potomstwo - tego nie bede nawet komentowac. W poniedzialek idziemy do gieniusza omowic szczegoly in vitro...swietnie :|. Co, jak i dlaczego to juz nawet nie chce mi sie tlumaczyc - to dluga i nudna historia..ehhhh...nie ma to jak zestarzec sie bedac mlodym!

Dobra! Ide zjesc sniadanie i zmobilizowac sie wyjscia na basen. Znow pojade rowerem - da mi to w kosc jak cholera (3,5km pod gorke), ale przynajmniej nie bede marnowac czasu siedzac na kanapie i nic nie robiac. Moze zrobie tez jakies przetwory z malin...NO COS MUSZE POROBIC, BO NIEZNOSZE NUDY!