wtorek, 7 grudnia 2010

ubezpieczenie mieszkania

Dzisiaj zalatwilismy sprawy u notariusza. Nasz zwiazek i ew. rodzicielstwo jest na chwile obecna wyparagrafowany na wszelkie mozliwe sposoby. Oczywiscie nie obylo sie bez nieprzyjemnosci. Dzis to wlasnie musialam podjac decyzje czy w razie smierci prawiemeza bede kontunuowac procedure in-vitro. Musze przyznac, ze totalnie spanikowalam, zapowietrzylam sie i omalo co nie wybuchlam placzem - jakos mnie to roztroilo emocjonalnie. Co wiecej Juras mnie wkurzyl niemilosiernie, bo stwierdzil zebym sie nie stresowala, bo niczym sie to nie rozni od ubezpieczania mieszkania lub samochodu. Myslalam, ze go zamorduje i nie bedziemy miec juz problemow z tym durnym paragrafem. Jak ten glupek mogl powiedziec cos takiego?!
No mniejsza... odbylo sie i juz. Mamy jeden papier z glowy.

Przy okazji przejazdzki do centrum miasta zajrzalam do sklepu z Polskimi produktami i choc udalo mi sie nabyc ogorki kiszone i pierogi to bardzo sie rozczarowalam - byl taki mizerny, taki niechciany imigrant. Ja sie spodziewalam super sklepu, a tu taka dziura w dzielnicy, do ktorej nawet w ciagu dnia nie powinno sie zagladac (ja przez to jestem po przynajmniej 5 zawalach).

2 komentarze:

  1. Jesteś pierwszą osobą u której wyczytałam o "papierkowej" stronie procedury. Nie mówi się o tym głośno. Kolejne upokorzenie w tej całej walce. Straszne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sokolko, dziekuje za odwiedziny. Faktycznie nikt nie wspomina o papierkowej stronie tej "przyjemnosci". My bylismy rozczarowani brakim jakiejkolwiek informacji w internecie. Swoja droga moze to kwestia tutejszego prawa i w Polsce te procedury sa pominiete. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń