czwartek, 30 września 2010

Pani Sorka od angola

No i chyba wkoncu cos sie ruszylo w tym biznesie i moje szczescie zaczelo wygladac jak cudny obrzerajacy sie paczkami policjant :).
Wlasnie wrocilam z rozmow z przyszla uczennica (15lat) i jej mama. Wszystko wyglada na to, ze od przyszlego tygodnia beda mnie tytulowac "Pani Sorka". Jeszcze tylko musza dogadac z Panem Tata czy moga sie decydowac i do dziela. Mama i corka (obie bardzo sensowne) sa zadowolona i ja tez. Jesli sie uda (beda dzwonic wieczorem zeby potwierdzic) to to wszystko sie uda - tak sobie wymyslima i zamyslilam. Skoro taka karma to niech TAKA bedzie w kazdym temacie.

Jutro nas prawdopodobnie czeka wizyta w klinice - omawianie calej IVFskiej biurokracji oraz USG... Fajnie by bylo jakby sie okazalo z niespodzianka ;)

Wieczorna dopiska: UDALO SIE! Jestem Pani Psorka :)

środa, 29 września 2010

a psik!

Dopadlo mnie przeziebienie czy tez jakis inne badziewie. Czuje sie slabo i ciagle chce mi sie spac, a do tego te drgawki nie daja mi spokoju...eh.. Coz! Moge tylko podziekowac swojemu kumplowi i jego porozkladanym po calym domu zuzytym chusteczkom do nosa. Wiedzialam, ze mi podesle jakas bakteryjke- teraz kiedy to najbardziej mi zlezy na tym zeby utrzymac w swoim organizmie wesje Suite De Lux co by ew. fasol sie niespodzianowo zagniezdzil...
Nic mi sie nie chce a jeszcze musze walczyc sama ze soba zeby sie bez sensu nie nakrecac i nie wpadac w lutealna schize, i nie sprawdzac temperatury co 5 sekund... No coz! Naprawde chcialabym uniknac IVFu

wtorek, 28 września 2010

stan wojska

No i juz jestemy po przegladzie chlopakow. Musztra sie odbyla jak trzeba i wyniki tez juz znamy. Niestety nie sa najlepsze, ale to nic czego bysmy juz nie przerabiali. Przestraszyly one nieco Pania laborantke, bo zadzwonila do J. wieczorem i w pierwszych slowach spytala go "Czy oddal Pan cala probke, czy moze zdarzyl sie maly wypadek? Czy wczesniej robil Pan testy i jesli tak to jakie byly wyniki?". Bardzo nas rozbawilo to pierwsze pytanie - do tego stopnia, ze J. zaczal sie zastanawiac czy przypadkiem nie chodzil caly dzien w wersji "Sposob na blondynke". No coz chlopakow jest bardzo malo, ale za to bardzo dobrej jakosci (Pani laborantka powiedziala, ze na IVF to rewela). Widac nie dysponujemy cala armia tylko jednosta uderzeniowa typu Grom czy tez Delta Force.

Ja tym czasem zastanawiam sie czy moze nie zaczac troszke marzyc, ze w tym cyklu moze sie nam uda? Tak tuz przed IVF - niespodziankowo...hmm...

poniedziałek, 27 września 2010

zderzacz neutronow w wersji "for kids"

Znajomi juz wyjechali wiec moge sie bezstresowo "wyspowiadac". Odwiedzili nas wraz ze swoim 7ms dzieciem i oczywiscie, jak na tego typu wyprawy przystalo przyjechali do nas z calym tobolem dzieciowego asortymentu. Po 4 dniach walki z wozkami i przenosnymi lozeczaki stwerdzam, ze projektem tych urzadzen zajmowali sie chyba naukowcy z CERNu. Ja nie wiem, jak to jest przemyslane? Dla mnie ten caly sprzet to jakas zagadka Sfinksa - rozwiazesz i wygrasz 100 mln lub w nagrode wysla Cie z misja pokojowa na inna planete. Przeciez to wszystko jest dla jakis tegich umyslow! Tu sie cos naciska, tam cos odkreca, tu piknie tam warknie i voila masz wozek z napedem odrzutowym. Teraz jak taki zwykly rodzic, z wiercacym sie maluchem na reku ma TO rozpracowac? Przeciez zeby prowadzic taki pojazd powinno sie skonczyc MIT i do tego miec specjalne prawo jazdy... Musze przyznac ja wymieklam...
Cos mi sie zdaje, ze przed wykluciem groszkowego potomstwa przestudiuje wszystkie ksiazki o fizyce kwantowej i robotyce.

Aha! Od wczoraj mam bardzo dobry humor :)

piątek, 24 września 2010

griniara

Nie wiem...jakas beznadziejna sie ostatnio zrobilam. Stresuje sie wszystkim co popadnie, kazdy komentarz biore sobie do serca i w dodatku nie umiem sie dogadac ze swoim J. Jestem nie do wytrzymania. Sama siebie nie moge zniesc i sie wkurzam...- beznadzieja! Niech ja juz do cholery zaciaze bo normalnie sama siebie zagryze, ale to w takiej wersji upierdliwie ratlerkowej...eh....

środa, 22 września 2010

no comments

Po moim zeszlo-tygodniowym, czwartkowym komentarzu stalo sie to, co przypuszczalam, ze nastapi... Pozostawie to jednak bez komentarza, jako ze pozytywnie sie nastrajam przed wizyta znajomych :) Takze goosfraba...

wtorek, 21 września 2010

3..2..1..BUM!

Znowu slysze mala zabke zza sciany - to jedyny niemowlak, ktorego w tej chwili jestem w stanie tolerowac. Ostatnimi czasy, gdy widze jakiegos malucha to mam ochote wrzeszczec z wscieklosci. Wkurwia mnie ta cala historia do granic mozliwosci! Wcale nie chce isc na in-vitro - chce normalnie, bez stresu i stekania zaciazyc. Juz mam dosyc tych wszystkich wizyt u lekarza, USG, zastrzykow i gadania, ze powinnam sie cieszyc, bo bedziemy miec dzidziusia. Prosze mi wierzyc, nie ma na swiecie takiej kobiety, ktora bez "przymusu" wybralaby IVF - to nie jest fajne i nikt dobrowolnie na kolo madejowe sie naciagac nie bedzie.
Jestem teraz wsciekla, zla i sfrustrowana. Uciekne, gdzies gdzie nie znajdzie mnie nikt i wykrzycze swoje pluca tak zeby stracic przytomnosc i obudzic sie w zupelnie innej rzeczywistosci, w ktorej mamy bobasa i nie musimy non-stop kolor myslec o jego produkcji. Ja naprawde mam juz po dziurki w nosie tego liczenia i ogladania sluzu, testow, pilnowania zeby nogi byly tak o nie inaczej, cwiczenia lutelalnej cierpliwosc, a potem juz tylko wygladania armi czerwonej...Mam ochote oglosic kapitulacje w tej fasolowej wojnie. Boje sie, ze jeszcze troche i zamienie sie we wredna zolze ze skretem macicy nienawidzaca wszystkiego co ma w tle bardzo mlody wiek...

A jeszcze do tego calego bajzlu dobijaja mnie te wszystkie rady psiapsiolek w stylu "moze wstrzymaj sie jeszcze, bo wiesz najwazniejsze jest sie wyluzowac", "ale czy jestes pewna" itp. Przepraszam, jakim cudem przez mysl ludziom przechodzi, ze ja to tak dla sportu, z nudow? Ja nie mam wyjscia! Bynajmniej robie tego w ramach rozszerzonego manicuru wiec niech wszystkie Ciocie Dobre Rady sie cmokna.

Juz nie wspomne, ze jutro nie idziemy do kliniki, bo mojemu J. zapomnialo sie wczoraj umowic na przeglad wojska, a do tego okazalo sie, zze jednak gienek troche przesadzil i chlopakom naleza sie 3-4 dni odpoczynku, a nie tylko 1. Wczorajszy apel odwolal jutrzejsze manewry...eh...

Znowu kurna czekamy! Pierdziele taka karme - gryze ja w tylek i juz!

poniedziałek, 20 września 2010

duch (kot)

Nie wiem... Moze mam nie rowno pod sufitem, ale zawsze wierzylam, ze natura w jakis sposob sie z nami komunikuje. Wspoldziala z nami i uczy... - troche taki "Avatar". Lubie swoje wyobrazenie...

Kilka miesiecy temu przygarnelismy 5 kociat. Mialy po kilka dni wiec zabawy z nimi bylo co niemiara - karmienie co 2h (rowniez w nocy), termofor w poslaniu, mycie i masaz (co by sie wykupaly) - caly zestaw. Niestety, poniewaz byly slabe, nie udalo nam sie wszystkich odratowac. Zostal najsilniejszy - tygrysek zwany Piatkiem. Wyrosl na niezlego szaleja i teraz opiekuje sie nim rodzina przyjaciela... Odkad Tygrys byl u nas mial w zwyczaju nawiedzac nas ogromny kocor (rowniez o tygrysim futerku). Nic sie nie bal ten zwierz. Siadal tylko na chodniku i obserwowal Piatka. Poniewaz zauwazylam, ze ten koci kolo to samiec balam sie, ze zaatakuje Piatka, ale nie... Sidzial i przyszpial wszystko co zywe swoim hipnotycznym wzrokiem, a potem odchodzil. Teraz co ciekawsze: Piatka od 3 miesiecy u nas nie ma, ale kocor regularnie raz na miesiac przychodzi nas odwiedzic. Siada na schodkach wyjsciowych (do ogrodka) i przez moskitiere obserwuje mnie i J. - tak jakby sprawdzal czy wszystko u nas gra - a potem jak gdyby nigdy nic spokojnie odchodzi...

Dzis przyszedl po raz trzeci - to juz chyba nie przypadek, co? Moze jestem zupelnie szurnieta, ale podoba mi sie wersja z kocim duchem natury :)

piątek, 17 września 2010

stara babcia tanczy na polu

Choc ciezko w to uwierzyc (zwlaszcza tym ktorzy do Grecji zagladaja turystycznie) Ateny (zwlaszcza centralne) - oprocz dzielnicy w ktorej mieszkamy - zupelnie mi sie nie podobaja. Monstrualny naplyw imigrantow (uchodzcow) zniszczyl to miasto. Co krok rudery, karaluchy i mieszkajacy jeden na drugim (po 40 na 20m2) pakistanczycy. Sa miejsca (jak np. plac Omonia), do ktorych boje sie zagladac nawet w ciagu dnia - pelno tam zlodzieji, streczycieli, narkomanow i wszelkiego plugastwa. Ja wiem, ze dla kogos, kto przyjezdza tu na wakacje taki opis miasta wydaje sie byc conajmniej wyolbrzymiony, ale Ateny to nie tylko Akropol czy Plaka. Dla mnie to miasto jest niczym zdechly bialy golab lezacy na srodku deptaku - nadgnily, toczony przez robactwo. Kazdy mowi: Ah! jaki byl piekny! Jaka szkoda! - ale nikt sie nad nim nie nachyli i nie uprzatnie... Rozpad w jakim sie znajduja sie Ateny napawa mnie smutkiem i melancholia. A moglyby byc tak piekna perla architektury jak Rzym, niestety jednak strasza duchem dawnej swietnosci...
Ale wczoraj! Wczoraj Ateny byly piekne i zwiewne niczym mloda zakochana dziewczyna tanczaca na polu - romantyczne, magiczne, a wszystko za sprawa muzyki Manosa Hadjidakisa i glosu Mario Frangoulisa oraz Anny Linardou, a takze pieknej atmosfery, ktora uraczyl nas koncert w ruinach antycznego teatru Heroda... - chwile zapierajace dech w piersiach.

Piosenka "Pes mou mia leksi" (powiedz mi jedno slowo) wciaz brzmi w moich uszach..mhmmm...
... Kemal... Aeriko...magia...

czwartek, 16 września 2010

Wolnoc Tomku w swoim domku

Ciesze sie, ze mieszkam w Grecji! Ciesze sie, ze do problemu nieplodnosci podchodzi sie tutaj po ludzku (czesciowa refundacja)! Ciesze sie, ze nikt nie nazywa mnie "morderca dokonujacym wyrafinowanej aborcji", ze nie stoi mi w drzwiach kliniki para ksiezy gotowych do gloszenia kazan i prawdy bozej, ktorzy nawiasem mowiac niewiele moga powiedziec o potrzebie zalozenia rodziny... Ciesze sie.

I tak oto - choc obiecalam sobie nie poruszac tego tematu - wracam do dyskusji kosciol katolicki vs. in-vitro. Jestem wlasnie po lekturze dotyczacej tego tematu i naprawde rece mi sie zalamuja... . Naprawde nie wiem jak sie do tego ustosunkowac, ale sam fakt, ze oto Rada do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski oswiadczyla, ze:

„Należy pamiętać, że ci którzy je zabijają [poczęte życie] i ci, którzy czynnie uczestniczą w zabijaniu, bądź ustanawiają prawa przeciwko życiu poczętemu, a takim jest życie dziecka w stanie embrionalnym, w ogromnym procencie niszczone w procedurze in vitro, stają w jawnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła Katolickiego i nie mogą przystępować do Komunii świętej, dopóki nie zmienią swojej postawy."

Fantastycznie! Morderca, streczyciel, pedofil rozgrzeszenie dostana i komunie swieta przyjma, a rodzina, ktora chce miec dziecko i podemuje sie in-vitro juz nie. Nie ma sprawy... Jezeli cena posiadania dziecka, jest smazenie sie w piekle to spoko biore to na klate i niech sie nikt nie martwi o moje zbawienie, bo ostatecznie mam konstytucyjne (boskie rowniez) prawo do wolnosci sumienia! O!


środa, 15 września 2010

postulat

Panowie! Litosci!
Czy naprawde kazda dziewczyne musicie obszczekac? Ja rozumiem, ze jezyk trzeba koparka zbierac, jak idzie jakas super dziunka - wtapetowana, wystylowana, wyglazurowana, itp na "wy.." - generalnie wszystko w wersji "WOW!", ale na Boga! Bez przesady! Brak makijazu, wlosy w totalnym rozpirzu, wyciagniete spodnie treningowe, bylejaka przesiaknieta litrami potu koszulka, twarz w kolorze glebokiej buraczanej czerwieni, na oczach wlaczone wycieraczki, bo pot przybiera rozmiary Niagary... slowem: TOTALNE FU BLE (do tego na rowerze). No litosci! TO sie wam moze podobac? Juz dalibyscie spokoj!
Mnie sie wydaje, ze wy to bardziej dla zasady robicie - taka codzienna pielegnacja waszego meskiego ego, taka randka z druga glowa. Wierzcie mi, niewiele kobiet to lubi i spojrzenie w wersji "zabijam w pol sekundy, a Zeus z tymi swoimi fajerwerkami to przy mnie pikus" powinno wam dac cos do myslenia... STRASZNIE TEGO NIE LUBIE!

Eh...w zasadzie to co ja moge...- chyba tylko podsumowac dzisiejszy trening na rowerze:

puszczone oczko: 2
"buziaczek": 1 (ohyda! na sama mysl zbiera mi sie na wymioty)
idiotyczny komentarz: 2
wolniejsza jazda samochodem + lustrowanie: 3 (kolesie w jednym aucie)

Jednym slowem: podczas 1h mozna na swej drodze spotkac, az 8 slepych, niedowartosciowanych debili, ktorzy swoja edukacje w temacie damsko-meskim zakonczyli w 2 klasie podstawowki..

Coz...gratuluje wyborowej reprezentacji!

wtorek, 14 września 2010

morderstwo z zimna krwia

Za nami pierwsza noc po nieciekawych newsach i coz moge powiedziec.. Zachowujemy sie jak para mordercow. Potrzebujemy obecnosci i ciepla drugiej osoby, ale nie jestesmy w stanie sobie spojrzec w oczy czy tez odezwac sie slowem, jakby laczyla nas wiez tragicznej przeszlosci o ktorej wstydzimy sie mowic, i ktorej prawde mozna odnalezc na twarzy drugiego czlowieka - tacy przypadkowi mordercy...

A tymczasem musimy organizowac i zalatwiac sprawy przed godzina "W", a w zasadzie "IVF". Niestety przez moj artystycznie abstrakcyjny organizm nie jestesmy w stanie ustalic dokladnego planu dzialania, ale bedziemy wiedziec co i jak po wizycie w klinice leczenia bezplodnosci. Wtedy to bede wiedziec czy czeka mnie terapia srodkami antykoncepcyjnymi, czy tez od razu przechodzimy do zastrzykow, bo (tak informacyjnie) normalny proces przygotowawczy do IVF wyglada tak:
1. 21 dni (zaczynajac od pierwszego dnia @) przyjmuje sie srodki antykoncepcyjne celem wyciszenia jajnikow
2. 12 dni zastrzykow do brzusznych - te maja wyciszyc jajniki jeszcze bardziej
3. hormonalna stymulacja jajnikow
4. zastrzyk z gonatropiny kosmowkowej (czy jakos tak)
a potem to juz punkcja jajnikow i do dziela chlopaki

Takze wszystko wyjdzie na jaw po wizycie w Giennimie...

Pozostaje znowu czekac i zmywac slady krwi po dokonanym na naszej psychice wczorajszym gwalcie.

przeglad piekarnika

Przeglad piekarnika - tak pieknie okreslil moj men dzisiejsza wizyte u gienka... Musze przyznac, ze napiecie rosnie przed ta narada wojenna. Nigdy przez mysl mi nie przeszlo, ze jedak bedziemy musieli sie decydowac na in vitro. Widac do dupy ze mnie kucharz i ciasta ukrecic nie umiem, ale chociaz dobrze, ze skladniki nasze :) - wiem, to glupie stwierdzenie, ale trzeba trzymac sie jakis pozytywow. Coz, zobaczymy...

Wieczorna dopiska:

... No i pozamiatane. Mam 27 lat i bede miec in vitro. Cudnie... Taka karma.

niedziela, 12 września 2010

kurier niedzielny

Pogoda sie rypnela i wkoncu przyszla jesien, a ja (jak na nastroje deszczowej aury przystalo) wpadlam w melancholie. Nie wspomne juz o rozczarowaniu wlasna osoba...
Od roku starania sie o potomstwo z tesknata patrze na te wszystkie mamuski z brzuchami lub malymi berbeciami i z lekka zazdroscia mysle "Ah! czemu nie ja?!", ale teraz to zaskoczylam sama siebie. Wczoraj men mi zakomunikowal, ze zona jego najlepszego przyjaciela jest w ciazy i...

Teraz mala "retrospekcja" zona przyjaciela jest Niemka i w zasadzie ten fakt niewiele by mnie obchodzil, gdyby nie to, ze jest to sucha i wyniosla Niemcha - taka z krwi i kosci. Nie lubie jej! Ba! Nie trawie! Na samym poczatku, gdy ja poznalam staralam sie byc mila i pomocna, jako ta ktora ma wiecej doswiadczenia w tym dzikim kraju (tak! dla Polakow, a tym bardziej Niemcow Grecja moze okazac sie istnym burdelem organizacyjnym), a ta jak sie chciala odwdzieczyc?... Na ich weselu, gdzie moj men byl swiadkiem ta wredna zolza wymyslila sobie ta, ze tylko on bedzie siedzial przy ich stoliku (tym waznym stoliku), a ja jego narzeczona bede sobie siedziec z jakas osma woda po kiesielu. Spoko! niezalezalo mi zeby siedziec przy "waznym stoliku", bo naprawde nie musze widziec jej wrednej niemieckiej facjaty, ale chcialam siedziec ze swoim facetem! Na szczescie moj men obgadal sprawe ze swoim przyjacielem (powiedzial, ze w takiej sytuacji on na wesele nie przyjdzie) i ostatecznie wszystko bylo tak jak trzeba. Po weselu nasze kontakty bynajmniej nie nalezaly do nadzwyczajnych i zawsze odczuwalam jej wynioslosc. Do tego stopnia, ze ja ktora naprawde staram sie byc tolerancyjna, otwarta, przeciwna wszelim stereotypom i odruchom nacjonalistycznym mowie WREDNA SUCHA NIEMCHA!

A wracajac do tematu teraz ta wredna sucha Niemcha jest w ciazy - NO RZESZ KURWA MAC! NAWET TA SWOLOCZ! I tak oto jestem zlym czlowiem, bo po raz pierwszy z taka zazdroscia i zawiscia reaguje na w sumie wspaniale wiesci.

totalna zazdrosc

Dzis moj wspanialy odstawil mi totalna scene zazdrosci - taka jak za dawnych czasow, gdy jeszcze nie mieszkalismy razem. W zasadzie nie byla to na tyle scena zazdrosci, co braku zaufania wywolana faktem zlozenia zyczen na FB przez grono mezczyzn, ktorych on nie zna (dokladniej chodzilo mu o jednego). Pomijajac wszelkie szczegoly moge powiedziec, ze najzwyczajniej serce mi sie zatrzymalo, gdy mi powiedzial "zaloguj sie na FB" (celem sprawdzenia moich wszystkich kontaktow) i bynajmniej nie dlatego, ze mam cos do ukrycia, bo naprawde pal licho!- jak chce to niech i moje e-maile, komorke itp sprawdza. Zabolalo mnie ten jego brak zaufania i to na takim etapie zwiazku! Wciaz nie wiem co z tym fantem zrobic.. Opierdolilam go z gory do dolu i do tego bylam gotowa sie pakowac, ale sie zorientowal, ze byc moze przesadzil... Byc moze! Ha! To dobre! Ale teraz bedzie najlepsze.. Cala burza zostala wywolana tym, ze pokazalam mu zyczenia, ktore mi rozni znajomi zlozyli na FB, a jemu sie potem snily koszmary ze mna w roli glownej, a w rolach drugoplanowych meska polowa moich kontaktow z FB... Coz...
Bardzo mi przykro, ze sie czul niepewnie i mial potem zle sny, ale ta scena braku zaufania pozostanie w mojej pamieci :(

czwartek, 9 września 2010

post na zapas

Dzis sa moje urodziny - najbardziej znienawidzony dzien w roku. Jezeli istnieje zly duch swiat Bozego Narodzenia (Grinch czy temu podobny) to ja jestem jego urodzinowym odpowiednikiem... Nie znosze urodzin - moich urodzin. Nie! Bynajmniej nie jestem jakas zdesperowana starucha, dla ktorej kazde urodziny to kolejny gwozdz do trumny. Zwyczajnie... o moich urodzinach zawsze sie zapominalo (taka karma) i ja, mimo iz zawsze rozczarowana przebiegiem wydarzen, zawsze ludzilam sie, ze tym razem bedzie inaczej tylko po to zeby rozczarowac sie po raz kolejny. Teraz, gdy o moim dniu sie pamieta, ja czuje sie niezrecznie przyjmujac zyczenia...A dzis coz...caly dzien spedze z tesciowa w szpitalu...
Naprawde nie lubie tego dnia!

środa, 8 września 2010

a takie tam leniwe marudzenie

No i znowu mam nienajlepszy dzien... W sumie wszystko gra, ale kolacza mi sie po glowie glupie mysli - zawsze tak mam na moment przed urodzinami - to juz chyba taka karma. Wrocmy juz do ponarzekania:
To juz 7 miesiecy jak nie mam pracy (wiem sama sie zwolnilam, wiem szukam jej od 4 i wiem byly wakacje)i zaczyna mnie dopadac nuda, a tym samym frustracja. Ile mozna sprzatac, chalupe, prasowac, prac, jezdzic na rowerze, chodzic na basen? Wkoncu przychodzi taki dzien (jak ten), ze nie ma nic do roboty. Trafia mnie szlag, ze tak marnuje czas. Owszem czytam ksiazki, rysuje, cwicze, ale to wszystko jest takie bezproduktywne... Potrzebuje roboty! Dyscypliny i braku czasu.
Co gorsze minal juz pelny rok, jak staramy sie o potomstwo - tego nie bede nawet komentowac. W poniedzialek idziemy do gieniusza omowic szczegoly in vitro...swietnie :|. Co, jak i dlaczego to juz nawet nie chce mi sie tlumaczyc - to dluga i nudna historia..ehhhh...nie ma to jak zestarzec sie bedac mlodym!

Dobra! Ide zjesc sniadanie i zmobilizowac sie wyjscia na basen. Znow pojade rowerem - da mi to w kosc jak cholera (3,5km pod gorke), ale przynajmniej nie bede marnowac czasu siedzac na kanapie i nic nie robiac. Moze zrobie tez jakies przetwory z malin...NO COS MUSZE POROBIC, BO NIEZNOSZE NUDY!