wtorek, 30 listopada 2010

#$%^**%@# ananas!

Nienawidze "najmadrzejszych na swiecie" pan fryzjerek! Zeby je tak wszystkie szlag trafil! Juz nawet czasem mysle, ze lepiej pojsc do niedoswiadczonej panny, bo ona ze strachu zeby czegos nie spieprzyc bedzie sie duzo bardziej starac. Taka wyjadaczka to ona zawsze wie najlepiej.

Z miesiac temu poszlam do fryzjerki co by mocno ukrocic moje zwisy. Trafilam na Valmire, ktora moze doswiadczona nie byla i nie bardzo chciala obciac mi moje dlugie wlosy, ale ostatecznie skonczylam z krociusienka fryzurka w stylu (jak to okreslily moje znajome) tap madl - jak dla mnie rewela.
Oczywiscie po miesiacu trzeba sobie odswierzyc klaki. Niestety tym razem byla inna kobita.
Pyta mnie wiec ta omnibuska od pieciu blesci "Co robimy?". Ja mowie, ze to samo tyle tylko, ze mamy skrocic...

Zaczyna wiec ciac, ale cos bezsensu mi tnie wiec jej mowie, ze Valmira to robila tak i ze ja chcialabym zeby bylo dokladnie tak samo. Ta mi na to "wiem, wiem, ja wszysko rozumiem", ale dalej odstawia mi Edwarda nozycorekiego wiec ja znowu "chcialabym....", a to mi na to, ze wie rozumie i zebym sie nie martwila. Ten cykl powtorzyl sie z piec razu i @#$@#$ skonczylam z ananasem na glowie. Jestem wsciekla! Ta wszechwiedzaca Dalila, niczym Samsonowi odebrala mi wszelkie sily - przez ta cholere spac nie moglam.

Nie wiem, jak ja tego ananasa doprowadze do porzadku... Ide do sklepu kupic kilogram zelu do wlosow...brrr....

Niech ja...!

Edit: W drodze ze sklepu stwierdzilam, ze to jednak nie ananas, a pieprzone hitlerjugend (brakuje mi tylko tyrolskich spodenek)

poniedziałek, 29 listopada 2010

Pamela wymieka

Dzizas! Normalnie chyba sama sie bede bostwic i podziwiac :). Jak narazie - oprocz tymczasowych bolow i reakcji alergicznej - nie moge narzekac na negatywne efekty Darondy, bo okazuje sie, ze zaczal sie festiwal dynii i teraz mam bimbalki, ktorych moglaby mi pozazdroscic niejedna modelka Playboya. Ktos by powiedzial "No i co z tego?" - dla babeczki, ktora dotychczas swoj rozmiar biustu mogla okreslac za pomoca liczb ujemnych to wlasnie "duzo z tego". W ciagu 3 dni przestalam sie miescic w swoje biustonosze, a jeszcze czeka mnie tydzien terapii...az sie boje pomyslec, co bedzie :). Nareszcie moje bimbalki odwzorowuja rozmiar moich bioder heh...

Moze jednak ten tydzien okaze sie byc baaardzo przyjemnym. Nawet powoli przechodzi mi panika wywolana obejrzeniem filmiku o punkcji jajnikow (ktokolwiek to czyta niech nie probuje sprawdzac na czym to polega...brrrrr...)

niedziela, 28 listopada 2010

modliszka

Jestem cycatym terminatorem, ktory ze slodkiej ksiezniczki w piec sekund moze sie zamienic w siejaca zamet wiedzme. Tak w skrocie moge okreslic efekty wspolpracy pigulek antykoncepcyjnych i zastrzykow z Darondy (taki polski Lucrin).

Wczoraj wieczorem zaserwowalam sobie druga porcje Darondy. Rezultaty byly nadzwyczaj ciekawe. Zaraz po kluciu mialam ochote wydrapac sobie brzuch, nastepnie przez jakies 2h mialam faze pt. "chodze i zabijam" ew. stany depresyjne, a po tych wszystkich przyjemnosciach przemienialam sie w niezaspokojona seksualnie i wiecznie majaca ochote na wiecej modliche.
Juras zaczal juz przede mna uciekac. Mowi, ze nie jest w stanie zgadnac czy szaleje we mnie zew mordu czy tez mam ochote go zgwalcic. Po przeczytaniu wszelkich skutkow ubocznych (lista na dole posta) zazywania Darondy stwierdzil, ze mamy przekichane i moze w zwiazku z tym chcialabym pojechac na tydzien do Polski (spryciula), ale po moim kolejnym napadzie z serii "gwalce wszystko na mej drodze" uznal, ze w sumie moze byc fajnie.

lista grzechow Darondy:
* wzrost testosteronu
* wzrost libido / spadek libido
* napady goraca
* bole glowy
* wymioty
* depresja
* reakcja alergiczna
* bole stawow i miesni
* oslabienie
* wszelkie objawy menopauzy
* zmiana rozmiaru piersi
* zapalenie zyl
* zmiany nastroju
* male krwiaki na galkach ocznych
* zawroty glowy
* wzrost masy kostnej
itd.

Jednym slowem "dzieki :|"

piątek, 26 listopada 2010

na swieta: punkcja

No i juz pozamiatane! Oficjalny termin mojego przepoczwarzenia sie w przeslodziuniunienka, kupkowo-kaszenkowa mamuliniuniunie (bleh) zostal wyznaczony.

Po kontrolnym USG Pan szifu gienek zarzadzil rozpoczecie kuracji zastrzykowej - DARONDA. Jego pielegniarka wreczylam nam cale narecze roznych dokumentow, papierzysk, formularzy i badan, ktore musimy wykonac. Niestety jakoze nie jestesmy zamalzowieni musimy udac sie do notariusza, sadu i wszelkich mozliwych instytucji, ktore chcialyby nas naciagnac na niemala kaske, celem podpisania papierow o uznaniu ojcostwa itp. Przykra sprawa, ale w Grecji jest z tym bardzo duzo problemow. Takze nasze lenistwo i niechec do weselnych fiest itp. wlasnie da sie nam w kosc, ale mniejsza z tym...

Do waznych info nalezy to, ze planowana data transferu wyznaczona jest na 20-24(najpozniej) grudnia :), czyli jak sie uda moge miec fajny prezent na urodziny (moze wtedy nikt by o nich nie zapominal).

czwartek, 25 listopada 2010

***

Jutro sie podgladamy i wyznaczamy (tak na oko) date IVF.
A ja...coz musze przyznac, ze mam serdecznie dosyc tego calego dzieciowego bajzlu, a juz najbardziej weszechobecnego pitupasnego cwierkania o bobasach. Normalnie polowa moich znajomych zamienila sie w uklej....brrrr. Nie daj Boze, wspomni sie cos o in-vitro i juz sie jest pogrzebanym:
- "Ojej! jak mi przykro"
- "Naprawde musisz?"
- "Jestescie pewni?"
- "Boze! Ale dlaczego"

Kazde pierdniecie, @ itp. otoczenie przezywa niczym objawienie NMP. Juz mam dosyc tych rozmow o bobasach i staraniach. Ja naprawde mam cos wiecej do zaoferowania nic rozmowy o moich jajeczkach i chlopakach Jurasa...

Mam ochote powiedziec wszystkim zeby sie odczepili. Nikt nie szaleje, gdy sobie znajomy machnie jakas operacje lub ma kanalowe leczenie zebow, a tu nagle taaaaaka afera...

Dzizas! No i ide na IVF- i co z tego?! Ide bo musze, ale nie robmy ze mnie meczenniczki wszystkich narodow! HOUK!

(Tesknie za czasami, kiedy moglam zwyczajnie isc na piwo, porozmawiac o dupie Maryni. Jeszcze nie mam dzici, a juz moje zycie zamienilo sie w jedna wielka pieluche. Mam nadzieje, ze jak juz zafasole to nie zmienie sie w taka przeslodzona mamunie)

środa, 24 listopada 2010

Zimna ryba

Pigulki mnie zupelnie popsuly :(. Mam zerowe libido, jesli nawet nie ujemne... Normalnie zimna ryba.
Prawie maz caly szczesliwy, ze go przyjeli w nowej firmie. Chetny do uczczenia tego na wszelkie mozliwe sposoby, a ja co?! - waciaczek , kocyk i najchetniej bym spala...beznadzieja!

Juz niedlugo bedziemy podgladac jajniki i zaczynac drugi etap przygotowan - zastrzyki z Darondy. Ciekawa jestem, jak te mnie zepsuja? bleee...

poniedziałek, 22 listopada 2010

do d. z greckim HRem

Zaczynam watpic w grecki HR. Moze i przesadzam, ale w takim razie czy moglby mi ktos wytlumaczyc przydatnosc wysylania e-maila zapraszajacego na rozmowe o prace. Zwlaszcza, gdy ta rozmowa ma sie odbyc tego samego dnia o 14.00, co wyslany o 9.30 e-mail!

Dla mnie to totalny bezsens!

Nie bede juz wspominac o tym, jak beznadziejne okazuja sie niektore spotkania o prace...np. co ma wniesc takie 3h interwju, podczas ktorego wykladana jest historia firmy od 1960 r...
Ja juz nie mam sily do tych Grekow! Jak nie (juz byly) szef skurwiel i jego nienormalna zona to taki popaprany proces rekrutacyjny!

Eh...tak wogole to czuje sie zle. Jestem chora :(

piątek, 19 listopada 2010

romantyczne pastowanie butow

To bardzo ciekawe, jak to w jakich warunkach sie wychowalismy wplywa na nasza osobowosc i postrzeganie swiata...
Niestety nigdy nie bylo mi dane przyjrzec sie romantycznej czesci zwiazku moich rodzicow. Gdy sie urodzilam byli juz na etapie wiecznych walk. Jedyny cieply odruch mojego ojca, ktory pamietam (nie mowie, ze nie bylo ich wiecej) to to jak pastowal mojej mamie buty. Calkiem nieswiadomie zakodowalam sobie ten obraz jako "milosc" i tak oto, gdy moj prawie maz zaproponowal, ze mi ulozy "sezonami" buty rozlozylo mnie to na lopatki.Teraz za kazdym razem, gdy zajrze do naszego schowka mysle sobie "chce tego czy nie kocha mnie i juz. Nie da sie ukryc!". Zadne "Kocham Cie", kwiatki itp nie sa mi tak mile, jak to poukladanie butow...

A teraz ja pojde wypastowac wszystkie JEGO buty. A co mi! Dzis bede emocjonalnie rozrzutna. Niech wie, ze tez nie jest mi obojetny :)

czwartek, 18 listopada 2010

tchorzliwe jajniki

Cos mi sie zdaje, ze moja czesc armii to straszne tchorze. Wyglada na to, ze jeszcze dobrze nie rozpoczelismy kampani, a Ci juz ze strachu popuszczaja :P - bardzo to dziwne. Mimo iz Pani @ szybko odeszla w zapomnienie to i tak cos po niej pozostalo. Od kilku dni utrzymuje mi sie plamienie, ktore przy pierwszym cyklu brania antykow byloby jak najbardziej naturalne, jednak mnie sie to NIGDY nie przydazylo, a obecnymi prochami juz mialam przyjemnosc sie faszerowac. Moze tak mi sie porobilo po wakacyjnej terapii Puregonem? A moze faktycznie jajnicory na sama mysl o grudniowej punkcji "robia w gatki" ze strachu... eh... pozostawie ten problem przyszlym pokoleniom :P

środa, 17 listopada 2010

Hesus wybawiciel

Cale szczescie stan taty Jurasa sie ustabilizowal :). Okazalo sie niestety, ze ma lekkie zapalenie pluc oraz bardzo oslabiony organizm, jednak z kazdym dniem czuje sie lepiej. Bardzo nas te wiesci uspokoily.. nie wyobrazam sobie zeby nasz fasol nie poznal greckiego dziadka.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, ze zakup wiewiora byl jednym z najlepszych i co wiecej powinnismy go przechrzcic na "Hesus", bo ma dla nas zbawienny wplyw. Podczas krytycznej sytuacji z tata Jurka, wiewior skutecznie odciagal jego uwage od wszelakich czarnych wizji. Bardzo nas jego obecnosc pozytywnie nastawia i nie zostawia nawet odrobiny miejsca na zamartwianie sie.
Okres 21 dniowej kampani antykowej jakos duzo szybciej plynie niz myslalam. Poki nie zjawil sie wiewior nie mogla myslec o niczym innym tylko o nadchodzacym IVF i caly czas wydawalo mi sie, ze musze czekac CAAAAALA wiecznosc, a tu nagle okazuje sie, ze pierwszy tydzien minal ot tak :)

poniedziałek, 15 listopada 2010

:(

Wczoraj wieczorem otrzymalismy nieciekawe wiesci. Tata J. zaslabl (od kilku dni walczy z wysoka goraczka) i mocno uderzyl sie w glowe, co sprawilo, ze konkretnie rozcial skore oraz stracil przytomnosc. Sam wypadek nie byl by na tyle wstrzasajacy, gdyby nie fakt, ze tata J. ma juz ok.84 lat. J. juz od jakiegos czasu sie martwi, ze tata moze niedlugo odejsc z tego swiata i w zasadzie wszyscy sie z tym licza choc nie do konca przyjmuja to do wiadomosci.
Ja nie jestem w stanie wyobrazic sobie tej sytuacji. Wiem, ze J. by to strasznie przezyl, a ja jako jego partnerka powinnam go wspierac w tych trudnych chwilach choc nie wiem czy umiem. W swoim zyciu tylko 2 razy uczestniczylam w smierci kogos bliskiego. Gdy mialam 14 lat odszedl dziadek (ze strony taty), a ja przez swoja maloletnosc przezywalam zalobe po swojemu - nie czulam sie w obawiazku wesprzec ojca, bo sama cierpialam. Kilka lat pozniej odeszla babcia (ze strony mamy). Jako, ze bylam na etapie buntu, a moj poziom egocentryzmu przekraczal 100% moja mama miala ze mnie niewielki pozytek. Wiem, ze przez ok. 2 lata po smierci babci moja mama walczyla z depresja (skrzetnie to ukrywala), a ja nawet tego nie zauwazalam (dowiedzialam sie o tym niedawno). Jak widac moje doswiadczenie jest zerowe i naprawde boje sie tego co przyniesie przyszlosc.
W duchu modle sie zeby wszystko bylo w porzadku, choc te moje modlitwy sa nad wyraz samolubne - nie chce zeby J. cierpial i boje sie, ze nie bede umiala mu pomoc...
Nie wiem, czy kiedykolwiek mozna sie przygotowac i nauczyc smierci. Ja w swoim gowniarskim zachowaniu mam ochote powiedziec, ze nie chce sie (NIGDY) dowiedziec jak to jest, gdy zegnasz kogos najblizszego sercu...

niedziela, 14 listopada 2010

Poko-Piko

Wiewior jest juz u nas 3 dzien i wydaje sie powoli zadomawiac :). Oczywiscie w miedzy czasie mial 3 razy przemeblowana klatke, co go niebardzo uszczesliwia. Teraz jako, ze wystroju wnetrz osiagnelam wersje ostateczna powinien sie nieco uspokoic. Juz nie mozemy sie doczekac, zeby sie z nami nieco oswoil i zaczal swirowac po mieszkaniu.

Aha! nie wspomnialam, ze J. jest zachwycony i przeszczesliwy, a wiewior (dla scislosci burunduk) ma juz imie: Bob-Bobek vel. Poko-Piko.

piątek, 12 listopada 2010

Gosc w dom, Bog w dom


Oby tylko ten Bog mial dla mnie litosc :). Dzis wlasnie zakupilam, w ramach prezentu urodzinowego dla Jurasa, burunduka czyli wiewiore syberyjska. Jurasowi bardzo sie ten zwierz podobal, ale jakos nie mial odwagi sie zdecydowac - cos na zasadzie gdybania, ale dzis babcia dziadkiem nie bedzie, bo wiewior juz z nami jest. Juras jeszcze nic nie wie. Cale szczescie, ze mial dobry dzien w pracy wiec nie wroci nabuzowany i moze mnie wraz z wiewiorem nie wyprowadzi z domu.... oby ;).




środa, 10 listopada 2010

Dzialania wojenne czas zaczac!

Po dlugiej nieobecnosci od nowa zaczynam montowac tego bloga :). W miedzy czasie przeszlam przez deprechy, frustracje i ogolne zalamanie nerwowe, jednak teraz w stanie pelnej motywacji dzialam!.

Wkoncu zawitala do mnie laskawa Pani @ (nigdy nie przypuszczala, ze manewry armii czerwonej moga przyniesc tyle radochy) i teraz szalejemy ze szczecia, bo nareszcie mozemy zaczac dzialac w kierunku mnozenia naszego sztabu.
Dzis to wlasnie zaczynam brac pigulki antykoncepcyjne (nudne 21dni), co oznacza, ze nasze IVF odbedzie sie na przelomie Sw. Bozego Narodzenia i Sylwestra. Ciezki to troche okres i musimy sie sporo naczekac, ale przynajmniej cos sie zaczelo dziac :)

Gora Pani @!