Z miesiac temu poszlam do fryzjerki co by mocno ukrocic moje zwisy. Trafilam na Valmire, ktora moze doswiadczona nie byla i nie bardzo chciala obciac mi moje dlugie wlosy, ale ostatecznie skonczylam z krociusienka fryzurka w stylu (jak to okreslily moje znajome) tap madl - jak dla mnie rewela.
Oczywiscie po miesiacu trzeba sobie odswierzyc klaki. Niestety tym razem byla inna kobita.
Pyta mnie wiec ta omnibuska od pieciu blesci "Co robimy?". Ja mowie, ze to samo tyle tylko, ze mamy skrocic...
Zaczyna wiec ciac, ale cos bezsensu mi tnie wiec jej mowie, ze Valmira to robila tak i ze ja chcialabym zeby bylo dokladnie tak samo. Ta mi na to "wiem, wiem, ja wszysko rozumiem", ale dalej odstawia mi Edwarda nozycorekiego wiec ja znowu "chcialabym....", a to mi na to, ze wie rozumie i zebym sie nie martwila. Ten cykl powtorzyl sie z piec razu i @#$@#$ skonczylam z ananasem na glowie. Jestem wsciekla! Ta wszechwiedzaca Dalila, niczym Samsonowi odebrala mi wszelkie sily - przez ta cholere spac nie moglam.
Nie wiem, jak ja tego ananasa doprowadze do porzadku... Ide do sklepu kupic kilogram zelu do wlosow...brrr....
Niech ja...!
Edit: W drodze ze sklepu stwierdzilam, ze to jednak nie ananas, a pieprzone hitlerjugend (brakuje mi tylko tyrolskich spodenek)