Ja nie jestem w stanie wyobrazic sobie tej sytuacji. Wiem, ze J. by to strasznie przezyl, a ja jako jego partnerka powinnam go wspierac w tych trudnych chwilach choc nie wiem czy umiem. W swoim zyciu tylko 2 razy uczestniczylam w smierci kogos bliskiego. Gdy mialam 14 lat odszedl dziadek (ze strony taty), a ja przez swoja maloletnosc przezywalam zalobe po swojemu - nie czulam sie w obawiazku wesprzec ojca, bo sama cierpialam. Kilka lat pozniej odeszla babcia (ze strony mamy). Jako, ze bylam na etapie buntu, a moj poziom egocentryzmu przekraczal 100% moja mama miala ze mnie niewielki pozytek. Wiem, ze przez ok. 2 lata po smierci babci moja mama walczyla z depresja (skrzetnie to ukrywala), a ja nawet tego nie zauwazalam (dowiedzialam sie o tym niedawno). Jak widac moje doswiadczenie jest zerowe i naprawde boje sie tego co przyniesie przyszlosc.
W duchu modle sie zeby wszystko bylo w porzadku, choc te moje modlitwy sa nad wyraz samolubne - nie chce zeby J. cierpial i boje sie, ze nie bede umiala mu pomoc...
Nie wiem, czy kiedykolwiek mozna sie przygotowac i nauczyc smierci. Ja w swoim gowniarskim zachowaniu mam ochote powiedziec, ze nie chce sie (NIGDY) dowiedziec jak to jest, gdy zegnasz kogos najblizszego sercu...
jest taka książka Anny Dodziuk "Nie bać się śmierci", tak na zapas polecam ale oby się długo nie przydała.
OdpowiedzUsuńa jeszcze jedną znalazłam "Żal po stracie, czyli o przeżywaniu żałoby", też Dodziuk.
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za info. Na pewno zajze do lektury choc pewnie nie bedzie latwa
OdpowiedzUsuń