wtorek, 21 grudnia 2010

bilans na plus

Poranna wycieczka do super marketu nie wydaje sie byc najlepszym pomyslem, jednak ja skuszona brakiem kolejek musialam poddac ta teze probie. Potwierdzam, jest to glupie! Nigdy nie przepuszczala, ze rano w sklepie jest tyle nerwowo-otwartych babc, ktore musza sobie podniesc adrenaline, co by pozniej sie lepiej czuc. Podczas godzinnych zakupow zdazylam sie "zderzyc" z 4 takimi babami. O co chodzi tym kobitom?! Ze wozek mam lepszy, ze numerek w kolejce wczesniejszy, a dlaczego biore te pomarancze skoro tamte sa tansze... dajciez spokoj!

Ide sie zrelaksowac gotujac.
Gwiazdke spedzam w Grecji, ale nie omieszkam przygotowac czegos z nutka polskosci. Bedzie:
- tort czekoladowy (ten z urodzin prawiemalza)
- pierogi z grzybami i pieczone z miesem
- grzybki w ciescie
- carpaccio z lososia
- rogaliki drozdzowe z czekolada oraz jablkami i cynamonem
- prawdziwy polski chlebus na zakwasie

To wszystko sa zyczenia mojego prawiemalza, ktory choc zadowolony kuchnia mamusi nie przezyje bez moich polskich przysmakow :)

Co do samopoczucia: spoko. Nadal stres, bo po raz pierwszy zaczelam watpic czy wogole sie uda, ale ogolnie jest ok. Bole tez przeszly, a rozmowa z kuzynka prawiemalza tylko wyszla mi na dobre :D

Bilans na plus.

niedziela, 19 grudnia 2010

biale klamstwa

Nerwy mi przeszly choc bol jajnikow jeszcze nie. Narazie odpoczywam psychicznie. Pewnie kolejny dol zlapie mnie w ponedzialek, kiedy to wlasnie mialo sie odbyc to cale IVF...

Poki co jestem po rozmowie z kuzynka prawie malza, ktora jest lekarzem, a przy okazji moja prywatna spowiedniczka. W sumie wszystko gra, ale jakos mi dziwnie bylo slyszec, jak bardzo lubila poprzednia dziewczyne prawiemalza, jakim byla aniolem i jak bardzo jego-ex przezyla rozstanie (jak doszlo do rozmow w tym temacie- to dluga historia i dlaczego mnie ten temat dotyczy to kolejna)...teraz mam "kaca" i nie wiem jak sie do tego wszystkiego odniesc... Czuje sie nieco nie na miejscu... i wydaje mi sie, ze pewne rzeczy powinny zostac przemilczane.

Pozytywem tego weekendu jest to, ze udalo mi sie kupic bilety na lot do Polski i choc bardzo nie lubie rozstan z prawiemalzem to bardzo sie ciesze, ze spotkami sie z rodzinka. Zwlaszcza, ze przez IVF ten temat zostal odsuniety na bok i nie bylo wiadomo, kiedy ich znowu zobacze. Teraz czekam na 27/12 :) i co 5 sekund pytam prawiemalza czy jest ze mna szczesliwy itp. itd... Zaczal sie juz tym martwic.

PS. Czy uwazacie, ze to jest dobre, ze ktos z rodziny bratniej duszy wie wszystko o waszym zwiazku i waszej sytuacji rodzinnej nawet jesli oba tematy sa/byly CHOLERNIE skomplikowane?

piątek, 17 grudnia 2010

szewska litania

Moglabym zamiescic tu 3 stronicowa szewska litanie, ale ze wzgledu na wrazliwosc ew. czytajacych ogranicze sie tylko do:

KURWA! CZY JA ZAWSZE MUSZE BYC TAKA CHOLERNIE POPIEPRZONA!

IVF zostalo odwolane. Dlaczego? Coz...zdazylismy juz 3 krotnie zwiekszyc dawke Puregonu. Od dwoch tygodni laduje w siebie hektolitry hormonow, a moj poziom E2 wynosi ok. 800 (powinno byc ponad 2000). Jajeczka prawie nic a nic nie rosna - jest ich sporo, ale wciaz za male. Moglibysmy kontynuowac hodowle, ale skonczylibycmy z ok. 3 i to w dodatku zlej jakosci (im dluzej rosna tym sa gorsze) wiec zaciazenie nawet z IVF byloby jak wygrana w totka. Gienek mowi, ze nie ma to sensu, ze stworzy to tylko wydatek i obciazenie psychiczne, a rezultatu nie przyniesie.
Takze od dzis przestaje brac jakiekolwiek dopalacze hormonalne, czekam na @, robie kolejne badania (FSH, AMH i E2), daje sobie miesiac odpoczynku i znowu zaczynam wszystko od poczatku. Tym razem gienek zastosuje krotki protokol, bo ewidentnie dotychczasowy nie dzialal. To oznacza, ze na IVF poczekamy do marca. Nie bedziemy miec prezenty noworocznego, ani urodzinowego...to co mamy to jedna wielka DUUUUPA i rozgoryczenie!

Cala klinika sie bardzo przejela (wszystkie pielegnieraki przybiegly mnie pocieszac..choc nie plakalam). Siostra gienka, ktora jest od konsultacji biurokratyczno-psychoterapeutycznej miala wrecz lzy w oczach. Gienek nie mogl wrecz uwierzyc, ze w tak mlodym wieku jestem tak pokrecona, ale powiedzial, ze teraz juz wie, z ktorej strony podejsc. Generalnie mam sie nie poddawac itp. itd.

Ja poki co nie placze - chyba jestem zbyt zla. Po USG poszlam na terapie zakupowa i choc kiepsko u mnie z kasa to skonczylam z butami, szalikiem dla prawiemalza, spodniami dresowymi i sweterkiem...

Co gorsza te kilkanascie malych jajeczek skutecznie rozciaga moje jajniki i dzis umieram z bolu (lewy leniuch daje o sobie znac)... Jest mi zle!

:(

czwartek, 16 grudnia 2010

David Copperfield is back

Zdaje sie, ze moje jajniki bawia sie ze mna w Copperfielda. Po wczorajszym zastrzyku Puregonu (tym razem porcja 250 jednostek) wszelkie objawy i nieprzyjemnosci zniknely. Nic mnie nie boli, brzucho sie jakby wsysl, nie biegam do kibelka co piec sekund. Przyznam szczerze, ze chyba wolalam jak jednak mi wszysko przeszkadzalo, wtedy wiedzialam, ze dziala i produkcja jest w toku. Dzis wszystko zdezintegrowalo sie...czary...
Jutro kolejne USG. Gienek mowil, ze w 60% powodzenie IVF zalezy od psychiki takze nastawiam sie psychocznie na nadwyzki, malowanie trawnikow itp. DO PRACY RODACY!

środa, 15 grudnia 2010

5...

Odliczanie czas zaczac...

Dzisiejsza wizyta w klinice byla niczym dzin w SPA (choc watpie czy tak grzebia w broszce), masaz relaksacyjny i wizyta u psychoterapeuty.
* Po pierwsze badania na obecnosc wszelkich mozliwych wirusow wyszly negatywne czyli wszystko gra :)
* Gienek mnie uspokoil i powiedzial, ze wszystko jest w porzadku. Mam sie zrelaksowac, bo on trzyma piecze nad wszystkim i poki co cykl uklada sie ksiazkowo (choc znow bedziemy zwiekszac dawke Puregonu)
* W klinice wytlumaczyli nam mniej-wiecej jak to wszystko bedzie wygladac i poinformowali, ze hiperstymulacja mi nie grozi, bo (jak to ujeli) "to nie ten typ"
* Punkcje mamy ustalona na poniedzialek i jeszcze tylko podczas piatkowej wizyty to potwierdzimy

Bardzo sie z Jurasem zrelaksowalismy i odetchnelismy, bo w glowie klebilo sie od roznych dziwnych scenariuszy.

Niestety, wstepnie dostalismy info, ze swieta spedzimy sami w domu. W 4 dni po transferze powinnam unikac stresow i podrozy takze wyglada na to, ze rodzina Jurasa bedzie ucztowac bez nas.

P.S. Moj dyniowy sen okazal sie hitem kliniki. Opowiedzialam jednej z zaprzyjaznionych pielegniarek i potem juz wszyscy sie smieli, a gienek ppoinformowal mnie, ze da mi dokaczyc dlubanie w dynii.

P.S.2. O dzisiejszy sen nawet nie pytajcie. Juras mowi, ze go w nocy pobilam, gdy mi polozyl reke na brzuchu.

wtorek, 14 grudnia 2010

zdazyc z dynia przed IVF

Nie wiem czy to przez wczorajsze gotowanie, czy moze zaczynam wchodzic w faze paniki. Otoz mialam wczoraj przedziwny sen. Zapewne, wplyw na jego tresc mial przeokrutny bol jajnikow wywolany wyzsza dawka Puregonu oraz zabawa z dynia.
Snilo mi sie, ze choc jajeczka nie sa jeszcze dojrzale i gotowe do przywitania chlopakow, gienek zadecydowal zeby zrobic punkcje. Chcial wyrobic sie przed swietami. Blagalam go i tlumaczylam, ze przeciez to za wczesnie, i ze to cale IVF sie nie uda, ale byl nieugiety. Jedynym argumentem, ktory wydal mi sie logiczny w tej sytuacji bylo powiedzenie mu, ze musze zdazyc wydlubac wszystkie pestki z dyni (wczoraj przyzadzilam wlasnie zolta zupke). Ganial wiec za mna po kuchni dziubiac moj brzuch igla, a ja probowalam oczyscic dynie... Z ta scena sie obudzilam. Najgorsze w tym snie bylo to przerazenie, ze przeciez sie nie uda, ze za wczesnie. Chyba zaczynam wariowac.
Moze wplynal na to wieczorny telefon z kliniki (gienek mowil, ze w zaleznosci od poziomu E2 zadzwonia lub nie). Odebrali moje badania hormonow i powiedzieli, ze mam sie zjawic w srode, a nie jak wczesniej planowalismy w piatek. Teraz w mojej glowie kotluje sie 5 tysiecy glupich scenariuszy, bo przeciez robilismy rowniez badani na obecnosc wirusa HIV i zoltaczki i moze ma to zwiazek z tym wlasnie. Wiem, wymyslam "historie zycia"i niby czemy mialabym sie obawiac wynikow (w prawdzie mam zrobione 2 tatuaze i piercing), ale z takimi wynikami jest troche jak z wezwaniem do odbioru poleconego - zawsze lekki stresik.
Coz czekamy do jutra.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

ale o co kaman?

Juz jestesmy po kolejnym podgladaniu i...niewielkim rozczarowaniu. W weekend jajniki napierniczaly mnie tak okrutnie, ze spodziewalam sie ujrzec z "kilka tysiecy" jajeczek, a tu.... owszem bylo ich sporo, a USG robione bylo troche w biegu, ale gienka odczucia co do wielkosci i ilosci moich wytworow byly raczej marudne. Teraz oczywiscie zwiekszamy dawke uderzeniowa hormonow i widzimy sie z naszym strategiem w piatek, co by ostatecznie ocenic stan wojska.

Przy okazji machnelismy oboje (ja i prawiemalz) badania krwi na obecnosc wirusa HIV oraz zoltaczki. Wyjasnil nam sie rowniez problem dodatkowych badan kardiologicznych. Gienek powiedzial, ze nie musze sie spieszyc z tym echem serca, bo zwyczajnie przed zabiegiem dadza mi jakis dodatkowy lek stabilizujacy + jakistam antybiotyk i sprawa zalatwiona :).

Co do nastrojow to jestem nieco zaskoczona. Nasluchalam sie opowiadan lasek o tym jakimiz to byly zolzami w trakcie "menopauzy", a stymulacje przechodzily pod haslem wiecznego bzykanka. U mnie jest zupelnie na odwrot. Juz podczas poprzednich staran i terapii hormonalnych zauwazylam, ze gdy zblizala mi sie owulka to robilam sie strasznie agresywna wobec malza. Nie mowie to o lekkim marudzeniu i zolzieniu. Ja bylam taka z krwi i kosci hetera, co to da wpier#$l i jeszcze opierniczy, ze placze. Teraz to samo. Im dalej w las hormonalnej stymulacji tym bardziej robie sie fu-ble. Podczas "menopauzy" bylam do rany przyloz. Takiego misiulenia i slodzenia to swiat nie widzial... A teraz?!
Ja juz nie wiem o co kaman? Moze ja nie jestem wcale stworzona do posiadania dzieci i natura probuje mi to wlasnie uzmyslowic?

piątek, 10 grudnia 2010

a idzta w cholere!

Spotkanie okazalo sie wielkim niewypalem. Zamiast klimatycznie i wesolo bylo zwyczajnie sztywno i dziwnie. Jedna z psiapsiol przyprowadzila ze soba kolezanke (zone szefa swojego meza), z ktora oczywiscie nie mialysmy zbytniego zgrania wiec ciezko bylo gadac o prywanych sprawach czy tez najzwyczajniej w swiecie obgadywac znajomych. Przez ok. 1h laska opowiadala o tym na jakich wyspach byla (Bora Bora, Fidzi, Bali , Melediwy itp. idp) - oczywiscie wszystko w ramach doradzania jednej z psiapsiol, gdzie powinna sie wybrac w podroz poslubna, co nie zmienia faktu, ze troche sie puszyla. Musze przyznac, ze to cale paplanie o slubach i miesiacach miodowych wynudzilo mnie niesamowicie i w popadlam w lekka melancholie. Marzylam jedynie o powrocie do domu i schowaniu sie w ramionach prawiemalza.
Z pewnoscia, po czesci moje hormony sa odpowiedzialne za nienajlepszy nastroj, choc i tak z zasady nie lubie paplania o najbardziej "in" i "fancy" restauracjach itp. Ten caly nudny blichtr nie jest dla mnie...

Co gorsza molotov daje o sobie znac. Brzuch mi wywalilo niczym w 4ms ciazy, a do tego zaraz po wczorajszym zastrzyku moj organizm wniosl pozew o separacje z moim pempkowym kolczykiem. Czulam tak okrotny bol, ktory lekko usal, dopiero gdy pozbylam sie zelastwa.

Teraz chodze jak poobijana, a podbrzusze boli mnie tak jakby miala mi sie zwalic cala armia czerwona - malpa tysiaclecia i z wielka checia wyslalabym swoje jajniki na jedna z wspomniancyh wczesniej wysp. Widac takie sa uroki hodowli jajeczek.

czwartek, 9 grudnia 2010

CEO kontra CFO

Moj prawiemaz mnie rozpieszcza... Moze i czasem jest z niego rzeczowy brutal i wszystko ma zawsze wybudzetowane, zaplanowane, zainwestowane i zaoszczedzone, ale jesli chodzi o moja osobe o lamie wszelkie reguly tlumaczac sie, ze to on jest CEO, a ja tylko CFO wiec mam sie go sluchac. Tak oto w przedswiatecznym szle oszczedzania na IVF i modernizacje naszej sypialni (spimy w dwojke na lozku o rozmiarach 90x200) moj Juras postanawia mnie rozpiescic kupujac mi najlepsza i najdrozsza z mozliwych koszulke szpitalna (nigdy nie mialam koszuli nocnej, a ta potrzebna jest przy zabiegu w klinice) oraz funduje mi wyprawe na tzw. susze.

Dzis wiec wraz z moimi psiapsiolami po raz ostatni wybieram sie na sushi :). Potem zakladam, ze zapaczkuje wiec surowa ryba bedzie na czarnej liscie...ehh....

Juz nie moge sie doczekac!

wtorek, 7 grudnia 2010

ubezpieczenie mieszkania

Dzisiaj zalatwilismy sprawy u notariusza. Nasz zwiazek i ew. rodzicielstwo jest na chwile obecna wyparagrafowany na wszelkie mozliwe sposoby. Oczywiscie nie obylo sie bez nieprzyjemnosci. Dzis to wlasnie musialam podjac decyzje czy w razie smierci prawiemeza bede kontunuowac procedure in-vitro. Musze przyznac, ze totalnie spanikowalam, zapowietrzylam sie i omalo co nie wybuchlam placzem - jakos mnie to roztroilo emocjonalnie. Co wiecej Juras mnie wkurzyl niemilosiernie, bo stwierdzil zebym sie nie stresowala, bo niczym sie to nie rozni od ubezpieczania mieszkania lub samochodu. Myslalam, ze go zamorduje i nie bedziemy miec juz problemow z tym durnym paragrafem. Jak ten glupek mogl powiedziec cos takiego?!
No mniejsza... odbylo sie i juz. Mamy jeden papier z glowy.

Przy okazji przejazdzki do centrum miasta zajrzalam do sklepu z Polskimi produktami i choc udalo mi sie nabyc ogorki kiszone i pierogi to bardzo sie rozczarowalam - byl taki mizerny, taki niechciany imigrant. Ja sie spodziewalam super sklepu, a tu taka dziura w dzielnicy, do ktorej nawet w ciagu dnia nie powinno sie zagladac (ja przez to jestem po przynajmniej 5 zawalach).

poniedziałek, 6 grudnia 2010

ekspedycja poszukiwawcza w oparach koktajlu molotova

Zastrzyki zaczely mi sie dawac we znaki. Caly weekend chodze jak struta - lepetyna mnie napiernicza, co sie porusze to mam odruch wymiotny i do tego jajniki bola tak, jakby tylko w tym celu zostaly stworzone. Gienek dzisiaj powiedzial, ze niestety takie sa przyjemnosci chemicznej menopauzy. Super! ale ja w takim razie dziekuje za dokladke.
A! jakby tego bylo malo to jeszcze podczas USG nie mogl znalezc mojego prawego jajnika wiec mialam zaserwowana niezbyt przyjemna ekspedycje poszukiwawcza, ktora polegala na gnieceniu i uciskaniu czego sie da. Teraz (sorki za porownanie) czuje sie jakby mnie zgwalcono armata.

No mniejsza... na Darondzie lece do konca tygodnia, a od srody pobieram ja w zestawie z Puregonem. Ciekawa jestem jakie zniszczenia bedzie siac ten koktajl molotova.

No coz....Ide sobie cierpiec w kacie...

sobota, 4 grudnia 2010

absurd roku

Mialam dzis pisac o tym jakimz to absurdem jest to, ze zima (w grudniu) zaskakuje polskich drogowcow, a w tym czasie w Grecji (gdzie jest obecnie slonce w pelni i +20C) przeprowadza sie cwiczenia na wypadek sniegu (dzisiaj wlasnie w trakcie wyprawy do Tripoli pani przy wjezdzie na autostrade informowala nas o takowejz akcji), ale uwazam jednak, ze najwiekszym absurdem jest to, ze traci sie tak dlugo wyczekiwana ciaze. Natura to wredna zolza!

piątek, 3 grudnia 2010

ah! te mamy!

eeeehhh... Jestem wlasnie po rozmowie z mama. Naprawde nie wiem czemu ona mysli, ze ja ja moge o cos obwiniac. Po zakomunikowaniu jej, ze bedziemy sie wybierac na IVF powiedziala mi, ze chyba nie mysle, ze to jej wina, bo u nas w rodzinie wszystkie babeczki tylko usiadly na kamien i juz zaciazaly. Ciezko mi jej bylo wytlumaczyc, ze nawet przez chwile nie pomyslalam, ze ona mogla miec jakis wspoludzial w naszych nieudanych staraniach o potomstwo - to juz jednak przeszlosc.
Dzis powiedzialam mamie o wizycie u kardiologa. Oczwiscie w piec sekund zaserwowala reakcje obronna, ze ona przeciez nie ma na to wplywu, ze dziedziczy sie wady bezwiednie (mama od urodzenia ma bardzo powazne problemy z serduchem)...eeehhh....
Wiem, ze reaguje w ten sposob, bo bardzo by chciala, zeby wszysko bylo perfekt i najlepiej jakby to perfekt mogla nam udostepnic wlasnie ona. Nie zmienia to faktu, ze idiotycznie sie czuje, gdy ona sie przede mna tlumaczy. Nawet raz nie pomyslalam zeby ja o cokolwiek obwiniac..ehhh...


Z pozytywow moge powiedziec, ze prawie malz ma dzis urodziny i wycudowalam mu turbo-czekoladowy tort :)

czwartek, 2 grudnia 2010

rodzina na 8 stronach

Dzis jestem jakos nostalgicznie ciapowata. Powodow jest kilka...

1. W dniu wczorajszym dostalismy od Pani notariusz umowe do wgladu, ktora musimy podpisac przed podejsciem do IVF. Na osmiu stronach mamy szczegolowa rozpiske o tym, ze Juras nie moze sie zrzec ojcostwa. Ja rowniez nie moge powiedziec, ze dziecko nie jest moje. Do tego znalezc w umowie mozna dokladne opisy procedur oraz tego, co mozemy potem zrobic z pozostalymi embrionami, jakie sa zagrozenia itp. Ta litania jakos nas zbila z nog, bo nagle ktos nasze uczucia i chec posiadania dziecka tak odczlowiecza i okresla za pomoca 15 tysiecy artykulow prawnych. Cale podnicenie i radosc, ze to juz tuz tuz nagle nam odeszla, ale -jak to okreslil moj prawiemaz- tylko na 3 sekundy.

Niemniej jednak wydaje mi sie, ze ktos powinnien uswiadomic, ze in-vitro to nie tylko zabieg to cala kampania wojenna zwiazana z papierkowa robota.

2. W zwiazku z IVF musze sie poddac kilkunastu roznym badaniom (HIV, zoltaczka, EKG itp) i tak oto w dniu wczorajszym trafilam do kardiloga. Bylam przekonana, ze wizyta bedzie tylko formalnoscia - biore wyniki i zmykam, a tu sie okazuje, ze Pan doktor wykryl jakies nieprawidlowosci w moim serduchu wiec teraz musze szybko (jeszcze przed IVF) zrobic kilka innych badan. Normalnie jakby tego wszystkiego bylo malo to jeszcze to! Ja obstawiam, ze to nic powaznego, niemniej jednak badania musimy zrobic przed zabiegiem wiec znowu kolejne telefony, bieganie, zalatwianie i oczywiscie koszty eh...

3. Teskni mi sie jak cholera do domu. Perspektywa tego, ze nie zobacze rodziny na swieta totalnie mnie doluje. Na dodatek nie wiem, kiedy to nastapi. Gienek powiedzial mi, ze nie moze mi narazie zezwolic na loty samolotem, bo nie wie w jakim stanie bede ja i ew. ciaza. Moja mama oczywiscie mnie uspakaja i mowi zebym sie skoncentrowala na zadaniu, bo IVF to dla nas absolutny priorytet, a oni jeszcze troche do mnie potesknia. Nie rozumie jednak, ze to nie ich tesknota jest moim problemem - TO MOJA! Mnie juz zwyczajnie skreca. A do tego jeszcze ten snieg! - to prawdziwa zima i prawdziwe swieta, a nie +23C.

Wiem. Jestem dzis maruda, ale juz trudno - troche moge :|

środa, 1 grudnia 2010

kulinarne sfazowanie

Nie wiem czy to hormony, ale sie totalnie sfazowalam kulinarnie. Wczoraj wybajerzylam szarlotke, bialy chleb na zakwasie (tak najprawdziwszy polski, a nie ten styropian co mozna tutaj w piekarni dostac), muffiny z mozzarella, suszonymi pomidorami i bazylia oraz pieczonego kurczaka w sosie musztardowo-miodowym.

Nie wiem cholera kiedy my to teraz wszystko wszamiemy? Coz...nie mam wyjscia! Ide tyc!

***
Aha! hormony zaczynaja o sobie dawac znac (w ten negatywny sposob). Wczoraj opierniczylam, moja najlepsza psiapsiole, ktora probowala zorganizowac nasz wspolny wypad. Za co ten opr? A za...jajco - absolutnie nic! eh... jestem wiedzma.