piątek, 17 września 2010

stara babcia tanczy na polu

Choc ciezko w to uwierzyc (zwlaszcza tym ktorzy do Grecji zagladaja turystycznie) Ateny (zwlaszcza centralne) - oprocz dzielnicy w ktorej mieszkamy - zupelnie mi sie nie podobaja. Monstrualny naplyw imigrantow (uchodzcow) zniszczyl to miasto. Co krok rudery, karaluchy i mieszkajacy jeden na drugim (po 40 na 20m2) pakistanczycy. Sa miejsca (jak np. plac Omonia), do ktorych boje sie zagladac nawet w ciagu dnia - pelno tam zlodzieji, streczycieli, narkomanow i wszelkiego plugastwa. Ja wiem, ze dla kogos, kto przyjezdza tu na wakacje taki opis miasta wydaje sie byc conajmniej wyolbrzymiony, ale Ateny to nie tylko Akropol czy Plaka. Dla mnie to miasto jest niczym zdechly bialy golab lezacy na srodku deptaku - nadgnily, toczony przez robactwo. Kazdy mowi: Ah! jaki byl piekny! Jaka szkoda! - ale nikt sie nad nim nie nachyli i nie uprzatnie... Rozpad w jakim sie znajduja sie Ateny napawa mnie smutkiem i melancholia. A moglyby byc tak piekna perla architektury jak Rzym, niestety jednak strasza duchem dawnej swietnosci...
Ale wczoraj! Wczoraj Ateny byly piekne i zwiewne niczym mloda zakochana dziewczyna tanczaca na polu - romantyczne, magiczne, a wszystko za sprawa muzyki Manosa Hadjidakisa i glosu Mario Frangoulisa oraz Anny Linardou, a takze pieknej atmosfery, ktora uraczyl nas koncert w ruinach antycznego teatru Heroda... - chwile zapierajace dech w piersiach.

Piosenka "Pes mou mia leksi" (powiedz mi jedno slowo) wciaz brzmi w moich uszach..mhmmm...
... Kemal... Aeriko...magia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz