poniedziałek, 27 września 2010

zderzacz neutronow w wersji "for kids"

Znajomi juz wyjechali wiec moge sie bezstresowo "wyspowiadac". Odwiedzili nas wraz ze swoim 7ms dzieciem i oczywiscie, jak na tego typu wyprawy przystalo przyjechali do nas z calym tobolem dzieciowego asortymentu. Po 4 dniach walki z wozkami i przenosnymi lozeczaki stwerdzam, ze projektem tych urzadzen zajmowali sie chyba naukowcy z CERNu. Ja nie wiem, jak to jest przemyslane? Dla mnie ten caly sprzet to jakas zagadka Sfinksa - rozwiazesz i wygrasz 100 mln lub w nagrode wysla Cie z misja pokojowa na inna planete. Przeciez to wszystko jest dla jakis tegich umyslow! Tu sie cos naciska, tam cos odkreca, tu piknie tam warknie i voila masz wozek z napedem odrzutowym. Teraz jak taki zwykly rodzic, z wiercacym sie maluchem na reku ma TO rozpracowac? Przeciez zeby prowadzic taki pojazd powinno sie skonczyc MIT i do tego miec specjalne prawo jazdy... Musze przyznac ja wymieklam...
Cos mi sie zdaje, ze przed wykluciem groszkowego potomstwa przestudiuje wszystkie ksiazki o fizyce kwantowej i robotyce.

Aha! Od wczoraj mam bardzo dobry humor :)

1 komentarz: